Jak łączyć pracę na etacie, dom, rozwój i pasję – podcast #2.10 z Gabi Kowol
posłuchaj odcinka NOWEGO SEZONU #2.10
Czy etat to porażka? – Jak połączyć pracę graficzną, macierzyństwo i pasję – Rozmowa z Gabi Kowol-Wasiluk
O czym mówimy w tym odcinku
Witamy Cię w kolejnym odcinku drugiego sezonu podcastu Dochodowe Studio Graficzne! W drugim sezonie naszej audycji zaglądamy za kulisy pracy w branży graficznej razem z naszymi gośćmi – rozmawiamy o projektowaniu, prowadzeniu biznesu i realiach codziennej pracy kreatywnej.
W dzisiejszym odcinku rozmawiamy z Gabi Kowol-Wasiluk, projektantką graficzną, inicjatorką społeczności BAXCYL i… mamą dwójki małych dzieci. Gabi dzieli się swoją drogą od freelancerki do Brand Designera w Laboratorium Pani Domu.
Z tego odcinka dowiesz się m.in.:
-
jak może wyglądać praca na etacie dla projektantki graficznej,
-
czy etat może dawać elastyczność i stabilność finansową,
-
jak łączyć intensywną pracę z macierzyństwem,
-
jak budować społeczność designerów i czerpać z niej wsparcie,
-
w jaki sposób chronić się przed wypaleniem zawodowym.
To szczera, pełna praktycznych wskazówek rozmowa o tym, jak wygląda praca projektantki graficznej na codzień, dlaczego czasami trzeba pójść na kompromis i z czegoś zrezygnować oraz dlaczego warto szukać swojej własnej sieci wsparcia.
Zapraszamy do słuchania i czytania: z kubkiem kawy i bez spiny!
Zostaw komentarz pod filmem lub napisz do nas tutaj:
Instagram – Linkedin Ania – Linkedin Karla – helou@shablon.pl
W ODCINKU WSPOMINAMY:
-
Konto Gabi na Instagramie i Linkedin,
-
Konto BAXCYLa na Instagramie,
-
Konferencja GrafConf, Toruń, 6 września 2025 – bilety znajdziesz tutaj,
-
Odcinek podcastu Modern Wisdom nt. szukania sensu w życiu i oczekiwań odnośnie pracy.
Do usłyszenia i zobaczenia w kolejnym odcinku!
wolisz oglądać?
Zobacz nagranie odcinka na YouTube
Kluczowe momenty tego odcinka
00:00 – wprowadzenie i przedstawienie gościa
05:07 – Od freelancerki do etatu – jak znaleźć pracę marzeń
13:13 – Mentoring i świadome planowanie kariery
20:25 – Jak łączyć pracę z wychowaniem małych dzieci
31:58 – BAXCYL – jak powstała społeczność designerów
40:27 – Korzyści z budowania relacji w branży kreatywnej
47:47 – BAXCYL x GrafConf – integracja środowiska
54:05 – Jak chronić się przed wypaleniem zawodowym
53:38 – Work-life balance i proste sposoby na odpoczynek
wolisz czytać?
Zobacz pełen transkrypt odcinka
Praca na etacie dla projektantki graficznej – czy to się opłaca?
K | A: Dzień dobry, cześć. Witamy was serdecznie w kolejnym odcinku podcastu Dochodowe Studio Graficzne. Z tej strony niezmiennie Karla i Ania. Dzisiejszy odcinek jest wyjątkowy, bo wreszcie udało nam się spotkać z osobą, z którą próbowałyśmy już dwukrotnie się umówić. Jak to mówią — do trzech razy sztuka! Mamy ogromną przyjemność porozmawiać z Gabi Kowol — projektantką graficzną. Gabi nie tylko tworzy identyfikacje wizualne i materiały graficzne oraz wspiera marki w komunikacji wizualnej, ale także aktywnie działa na rzecz integracji całej branży kreatywnej. Za to ogromne gratulacje! O tym wszystkim porozmawiamy dziś szerzej. Cześć Gabi, witamy Cię serdecznie!
G: Bardzo mi miło, dziękuję za to potrójne zaproszenie. Chyba jeszcze nigdy nie czułam się aż tak bardzo zaproszona.
K | A: Naprawdę musiałyśmy się postarać, żeby w końcu się udało. Wakacje, nie wakacje, zawodziło połączenie internetowe i wszystko kończyło się w przedbiegach. Ważne, że się nie poddałyśmy. Spotykałyśmy się z Gabi już wcześniej, tylko zawsze coś stawało nam na przeszkodzie. Myślimy, że energia tej rozmowy była tak mocna, że internet po prostu nie udźwignął.
Dziś rozmawiamy z inicjatorką społeczności Baxcyl. Być może część z was już kojarzy Gabi — zwłaszcza wśród naszych młodszych słuchaczek ta nazwa funkcjonuje i mamy nadzieję, że weszła do kanonu. Baxcyl to przestrzeń dla designerów, która wykracza poza sferę online. To sposób, aby przestać być jedynie przywiązanym do komputera i wyjść do ludzi. Przede wszystkim spotkania na żywo, rozmowy, inspiracje i prawdziwe relacje. Gabi, powiedz nam, czym na co dzień się zajmujesz? Co jest Twoją główną działalnością, co realnie daje Ci środki do życia i mówiąc wprost, zasila Twój portfel?
Zmiana perspektywy: z freelancingu na etat
G: Obecnie pracuję jako Brand Designerka w Laboratorium Pani Domu. To jest pierwszy raz, kiedy pracuję po stronie producenta, in-house, czyli bezpośrednio w firmie, która sama wytwarza produkty. To dla mnie zupełna nowość. Wcześniej pracowałam w studiu brandingowym, gdzie byłam raczej „po tej drugiej stronie” – tworzyłam rozwiązania, które później trafiały do marek i były przez nie różnie wdrażane. Teraz natomiast to ja odpowiadam za budowanie i utrzymywanie spójnej komunikacji wizualnej od środka. To praca praktyczno-strategiczna — żeby komunikacja nie tylko wyglądała spójnie, ale też jasno określała wartości marki. Można powiedzieć, że to trochę jak wskoczenie do rozpędzonego pociągu. Firma, do której dołączyłam, jest bardzo dynamiczna, a ja jestem pierwszą osobą na pokładzie, która zajmuje się grafiką w sposób profesjonalny. Z jednej strony mam mnóstwo tematów do uporządkowania, a z drugiej — ten pociąg pędzi jak TGV, więc trzeba równolegle działać strategicznie i zajmować się bieżącymi, drobnymi sprawami. Nazwałam to trybem hybrydowym — nie da się zatrzymać całej firmy i na spokojnie wymyślać strategii komunikacyjnej. Trzeba ją budować na bieżąco, łapiąc wszystko w trakcie. I tym właśnie teraz się zajmuje.
K | A: Czyli wygląda to tak, że masz naprawdę wiele frontów do zaopiekowania w ciągu tygodnia i pewnie często musisz się przełączać między zupełnie różnymi projektami?
G: Nie, nie — etat wcale nie oznacza nudy i rutyny. Pełnię funkcję pierwszej osoby odpowiedzialnej za design i stopniowo mam przywilej, ale też ogromne wyzwanie, żeby rozszerzać grono osób, z którymi współpracujemy w obszarze kreatywnym. To oznacza współpracę z copywriterami, innymi grafikami i specjalistami. W praktyce, z pozycji brand designera powoli wchodzę w rolę takiego head of design — bo z jednej strony rozmawiam z ludźmi, zajmuję się wycenami, organizuję współpracę, a z drugiej wciąż jestem główną osobą projektującą. To ogromna liczba zadań do pogodzenia. Nie mogę jeszcze powiedzieć, że jestem mistrzynią organizacji, ale od czego są długie wieczory?
K | A: I pewnie wkrótce nią zostaniesz — po prostu w toku pracy trzeba się dostosować do tempa. Brzmi to naprawdę jak duże wyzwanie. Podziwiamy Cię i myślimy, że to niezła przygoda — tak, jak sama mówiłaś pędzić w tym rozpędzonym pociągu. Bardzo się cieszymy, że jesteś dziś z nami, bo mamy wrażenie, że jesteś pierwszą naszą gościnią, która pracuje na etacie.
Zazwyczaj rozmawiamy z freelancerkami albo z właścicielkami własnych biznesów. W naszej branży funkcjonuje też trochę takie przekonanie, że etat to coś gorszego — że jeżeli ktoś był freelancerem, a później wraca na etat, to znaczy, że coś się nie udało i że to pewnego rodzaju porażka. Tymczasem Ty pokazujesz zupełnie inną perspektywę — etat może być sposobem na szybki rozwój, zdobycie doświadczeń w wielu obszarach i sprawdzenie, co tak naprawdę nas najbardziej pasjonuje. Być może po kilku latach pracy na etacie pomyślisz: „tak, to jest moja specjalizacja, w tym czuję się najlepiej”. To doświadczenie może paradoksalnie skrócić całą ścieżkę poszukiwań.
G: Powiem Wam, że największa różnica między freelancem a etatem polega na tym, że jako freelancer — dopóki nie jesteś naprawdę na topie i nie zajmujesz się wszystkim kompleksowo — zwykle dostajesz tylko fragment odpowiedzialności za markę: wizualny, komunikacyjny czy strategiczny. Tutaj jest trochę jak wrzucenie na głęboką wodę, bo sama muszę to wszystko zdefiniować i poprowadzić. Ta odpowiedzialność jest znacznie większa niż w pracy freelancera, ale jednocześnie daje mi ogromną satysfakcję, bo mogę obserwować, co faktycznie działa, a co nie. Proponuję rozwiązania, które na makietach wyglądają świetnie, ale dopiero w praktyce okazuje się, czy mają sens. Wiele rzeczy, które przygotowałam wcześniej jako osoba z zewnątrz, po prostu by się nie sprawdziło. Te wszystkie idealne procesy i uporządkowane schematy działają tylko do momentu przekazania plików, a później życie weryfikuje je bardzo szybko. To bywa czysta improwizacja i przypomina trochę dziecko, które dorasta i codziennie się zmienia.
Dla mnie nowością jest też obszar opakowań i produktów. Nigdy wcześniej nie projektowałam etykiet, a teraz tworzę je nawet w językach, których nie znam, na zagraniczne rynki. To zupełnie nowe doświadczenia, ale trzeba sobie z tym radzić. Wiem, że nie mam wszystkich odpowiedzi, więc szukam wsparcia. Dzięki poleceniom na Instagramie poznałam Piotra — doświadczonego specjalistę, który stał się moim mentorem. Konsultuję z nim projekty i mogę uczyć się bezpośrednio od osoby bardzo kompetentnej. To jest ogromna wartość, bo sama nie byłabym w stanie tego wszystkiego wymyślić, a z drugiej strony — odpowiedzialność wciąż spoczywa na mnie. To prawdziwa giełda doświadczeń i wyzwań.
K | A: Rzeczywiście super, że udało Ci się znaleźć kogoś, do kogo możesz się odnieść i z kim możesz konsultować swoje pomysły. Pozdrawiamy Piotra — Piotr, super, że jesteś wsparciem dla Gabi.
Etat jako sposób na stabilność finansową i rozwój
K | A: Z Twojej opowieści o etacie wybrzmiewa, że tempo pracy jest naprawdę duże, a jednocześnie jesteś spokojna i stabilna w tym wszystkim. Chciałyśmy zapytać — czy finanse i poczucie bezpieczeństwa też miały znaczenie, kiedy decydowałaś się na pracę na etacie, czy raczej były tylko miłym bonusem?
G: Zastanawiałam się, czy jestem już gotowa na etat, dlatego też między innymi przez jakiś czas pracowałam na freelance. Mam w domu dwa bąbelki — Ula ma teraz 2 lata i jest już na tyle samodzielna, że mogę ją oddelegować do zajęć własnego dnia, a sama mogę skupić się na pracy. Pierwszym pytaniem było więc, czy mogę zagwarantować sobie około 8 godzin pracy dziennie. Drugim było ustalenie godzin — bo nadal nie jestem typowym etatowcem. Nadal pracuję w trybie freelancera — jeśli muszę coś wykonać, robię to po prostu wtedy, kiedy mogę. Nie pracuję w typowych godzinach 8-16 – liczą się konkretne terminy. Często odpalam komputer wieczorem, np. o 21 i mogę w spokoju dokończyć pracę. Gdy odpowiedziałam sobie na te pytania i zdecydowałam: „spróbuję”, kolejnym ogromnym plusem okazało się to, że nie muszę sama organizować pracy — ona po prostu jest. Oczywiście jest jej dużo, czasem za dużo i czasem trzeba przemyśleć, gdzie skierować energię, jeśli są kolizje. Ogromna wartość jest taka, że nie muszę chodzić do klientów, szukać zleceń ani wyceniać projektów. Finansowo wychodzi to dużo lepiej — wcześniej pracując na freelance, przy odpowiedniej liczbie zleceń zarabiałam około połowy etatu, marząc o osiągnięciu pełnej kwoty „ósemki na rękę”. Teraz udało mi się osiągnąć tę kwotę, a nawet więcej. Dla mnie najważniejsza jest stabilność, bo wiem, że co miesiąc wpłynie określona kwota na konto. Dzięki temu uwalnia się przestrzeń kreatywna — mogę skupić się w pełni na tym, co ważne, bez rozpraszania energii na inne rzeczy.
Jak zdobyć dobrą posadę jako projektantka graficzna?
K | A: Są plusy i minusy, prawda? Za każdym razem trzeba położyć na szali, co dla nas jest najważniejsze. U Ciebie brzmi to niemal jak spełnienie marzeń — masz stały przychód, a jednocześnie elastyczność. Mówisz o pracy w trybie freelancera, ale nie masz obowiązków związanych z pozyskiwaniem klientów czy własnym marketingiem. Dziewczyny prowadzące własne działalności wiedzą dokładnie, co mamy na myśli. Dla każdej osoby kreatywnej to spełnienie marzeń — zarabiać na tym, że realizuje się kreatywnie i jednocześnie nie musieć szukać innych zleceń. Mamy więc pytanie: jak to się robi? Jak trafić na taką posadę?
Myślimy, że to pytanie zadają sobie nasze słuchaczki: „Co robię nie tak? Gdzie powinnam się udać, żeby zdobyć taką posadę?”
G: To nie była typowa rekrutacja — w ogóle nie wiedziałam o istnieniu tej firmy, dopóki oni sami się do mnie nie odezwali. To, co mówiłyście wcześniej, jest prawdziwe: gdybym nie funkcjonowała w social mediach i nie komunikowała tego, czym się zajmuję, nikt by nie wiedział, że istnieję i zajmuję się tym, czym się zajmuję. Z jednej strony chodzi o kompetencje, ale z drugiej — w internecie, na LinkedInie, po prostu ktoś mnie zapamiętał i polecił jako brand designerkę. To nie wyszłoby też bez świadomego bycia w social mediach. To był efekt mentoringu, który odbył się rok czy dwa lata temu w STG. Jako koordynatorka miałam dostęp do procesu i współpracowałam z Moniką Pazik i Kasią Wajer z True Brand Studio. To był dla mnie niesamowity impuls, wyjście z pewnego wypalenia zawodowego. Wtedy siedziałam na macierzyńskim w firmie, która wkrótce się rozwiązała i wiedziałam, że nie mam do czego wrócić — ani finansowo, ani zawodowo. Wykorzystałam czas macierzyński, żeby przemyśleć, co dalej i wymarzyć sobie miejsce, w którym teraz jestem. To był zestaw bardzo konkretnych kroków: mentoring, zrozumienie moich kompetencji, bo sama jeszcze do końca nie umiałam ich zdefiniować. Od studiów potrafiłam zrobić wszystko po trochu — identyfikacje, animacje, warsztaty, trochę strategii — ale nie miałam profilu eksperta. Chciałam dowiedzieć się, jak najlepiej wykorzystać swoje potencjały, dlatego, że bałam się, że wypadnę z rynku jako młoda mama i prewencyjnie zaczęłam działać, żeby się wybić — nie tyle na tle innych, ile po prostu na swoim własnym tle. Chciałam być lepszą wersją siebie i nie czuć frustracji, że macierzyństwo zatrzymało moją karierę.
K | A: Tak, tak, ale fajnie, że pojawiły się dwa wątki. Z jednej strony mamy pozytywny przykład pracodawcy, jak Laboratorium Pani Domu, które pozwala się rozwijać i dba o zaplecze pracowników. Z drugiej strony istnieją też inne firmy, które tego nie oferują — warto o tym pamiętać, wchodząc na rynek pracy. To nie tylko my jesteśmy dla firmy, ale też firma powinna współgrać z nami. Niestety, antyprzykłady zdarzają się częściej, niż byśmy chciały.
G: W moim przypadku nie była to wina firmy — pracowałam przy projekcie związanym z kryptowalutami. Krypto, jak krypto, polega głównie na siedzeniu na giełdzie. Najlepsze w tej pracy był zespół, ale sam projekt nie miał dużego pomysłu, strategii ani celowości. Obiecałam sobie wtedy, że nie chcę robić rzeczy bez sensu — projektowanie banerów reklamowych w meta wersie to był dla mnie poziom abstrakcji. Jednak w tamtym czasie ta praca dawała mi ogromne poczucie stabilności.
K | A: Tak, na tamten etap — tak ja mówisz — rzeczywiście było to potrzebne. A Twoje życie się zmieniło — nadszedł czas, żeby pójść dalej, ułożyć swoją ścieżkę i dokonać zmiany pracy.
Drugi wątek, który wybrzmiewa, to jak bardzo zależy to od naszej samoświadomości — od tego, co o sobie wiemy, z czym się utożsamiamy, a z czym nie. Często szukamy odpowiedzi na zewnątrz — mentor czy ktoś doświadczony może zadać nam właściwe pytania, ale nie powie, w czym jesteśmy dobre. To my musimy poukładać te klocki po swojej stronie.
G: Mentor musi zadać dobre pytania — dokładnie. W procesie mentoringowym bardzo często chodziło o to, że miałam mnóstwo przemyśleń i mówiłam je na głos. Czasami samo powiedzenie czegoś pomaga uporządkować myśli. Od początku staram się, żeby każda decyzja zawodowa była odpowiedzią na to, czego w danym momencie najbardziej potrzebuję. Na studiach zostałam mamą i wiedziałam, że chcę robić kreatywne rzeczy, ale moja głowa i możliwości przerobowe podpowiadały, że potrzebuję pracy, która nie wymaga od razu pełnej kreatywności. Dlatego tamten projekt związany z kryptowalutami był idealny — sam prezes nawet uprzedził mnie, że mogę się tym nudzić. To była świadoma decyzja — wiedziałam, że to nie będzie praca marzeń, ale w tamtym momencie była idealna. Kiedy miałam już odpowiedni zapas doświadczenia, poczułam, że mogę pójść dalej. Tak jak mówicie, kluczowe jest, żeby spojrzeć w głąb siebie, jasno określić swoje mocne strony, zamiary i cele. Często tego nie robimy — mówi się „chciałabym być freelancerką” albo „chciałabym coś zrobić”, ale zatrzymuje się na „chciałabym”. Natomiast zawsze starałam się precyzyjnie określać kierunek, np. mówię sobie: „chcę zarabiać 8-9 tysięcy na rękę i zastanawiam się, co muszę zrobić, żeby to osiągnąć”. To nie oznacza, że wszystko zawsze się uda od razu, ale robię konkretne kroki, by to osiągnąć. Jako mama mam ograniczony czas i dużą odpowiedzialność, więc muszę podejmować decyzje świadomie i minimalizować ryzyko przestrzelenia celu.
Łączenie pracy z macierzyństwem – real talk
K | A: Tak, zdecydowanie. Już wspomniałaś, że jesteś mamą dwójki maluszków, a do tego masz tak dynamiczną, różnorodną i rozległą pracę. To nie są przecież starsze dzieci, które same znajdą sobie zajęcie, tylko maluchy, które naprawdę potrzebują uwagi — i zapewne chcesz im ją dawać. Jak udaje Ci się to łączyć? Jak to wszystko robisz? Do tego dochodzi jeszcze Baxcylek — kolejna ogromna strefa, która pochłania czas i uwagę. Jak Ty to robisz, że wszystko razem działa?
G: Zawsze się śmieje, że u mnie to jest teamwork only. Nic by się nie udało, gdybym sama stwierdziła: „ok, będę Gabi, będę miała dwójkę dzieci i jeszcze zostanę mistrzem”. To tak nie działa. Ogromną rolę odgrywa Kuba, który jest cudownym tatą. Wszystko planujemy razem — ustalamy kalendarz, patrzymy, jak on chce się rozwijać, ile czasu poświęca rodzinie i dzięki temu udało nam się wypracować model, który działa. To nie jest tak, że on tylko pracuje, a ja siedzę w domu z dziećmi. Wręcz przeciwnie — mamy naprawdę równo podzielone obowiązki. Czasem nawet bardziej przesunięte na moją stronę, bo ja pracuję więcej, ale to wynika z naszych potrzeb i z tego, że Kuba ma inne podejście do pracy. On jest fizjoterapeutą, więc kończy pracę i wychodzi do domu — nie zabiera jej ze sobą. A ja, wiadomo, w pracy kreatywnej zawsze mam przy sobie laptopa, zawsze coś kusi — mail do odpisania, projekt do przetestowania. Z mojej pracy „trudniej wyjść” i dlatego tak cenne jest to, że Kuba uznaje, że jego największą rolą teraz jest spędzanie czasu z dziećmi. One są małe, słodkie i potrzebują uwagi — a on naprawdę świadomie daje im siebie w 100%. Dlatego mogę mieć więcej czasu na pracę, a jednocześnie też jestem obecna dla dzieci, tylko w innych godzinach i w trochę inny sposób. Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie wsparcie Kuby i jego podejście do ojcostwa. Dzięki temu, że on jest super tatą, ja mogę być mamą, która podbija świat.
K | A: A w jakim wieku są Twoje dzieci? Powiedziałaś, że jedno ma 2 lata, a drugie?
G: Stasiek ma 4 lata. To już taki przedszkolak, który ma dużo do powiedzenia. Pamiętam, że na początku, gdy Stasiek miał pół roku i był jeszcze taką małą fasolką, wystarczyło, że go nakarmiłam i mogłam z nim pójść podpisać umowę na UW czy gdziekolwiek, albo obrazek sprzed lat — bujałam Stasia w bujaku między biurkiem a drukarką, rozwiesiłam mu kolorowe kartki, a sama klikałam na komputerze. Przy pierwszym dziecku to było jeszcze do pogodzenia. Natomiast teraz — jeżeli nie poświęcisz pełnej uwagi, to dzieci to odczuwają i to dla nich nie jest dobre. To jest teraz naprawdę wymagający okres, bo one bardzo intensywnie się rozwijają i jeśli poczują, że są odsunięte na bok, to kiedyś „im się to odbije czkawką”.
K | A: To jest ten etap, kiedy — nie oszukujmy się — co chwilę pojawiają się przeziębienia, katar, gorączki i nagle słyszysz z przedszkola albo żłobka: „przykro nam, ale nie możemy przyjąć dziecka”.
G: Właśnie. Teraz rozmawiamy w wakacje, a wtedy placówka nie działa, bo nie zgraliśmy się dyżurami. Teoretycznie moglibyśmy wozić dzieci do innych placówek, w innych dzielnicach, ale to by oznaczało, że cały dzień spędzalibyśmy na kursowaniu samochodem, więc odpuściliśmy przedszkole na wakacje. Jedna babcia pomoże, druga babcia i Kuba wziął trzy tygodnie bezpłatnego urlopu, żeby spędzić czas z dziećmi. To są właśnie takie decyzje, żeby zadbać o najważniejsze sprawy. Chociaż nigdy nie jest idealnie, że masz wszystko naraz: pełnoetatową pracę, świetne zarobki i jeszcze mnóstwo czasu dla dzieci. Ktoś musi siedzieć z dzieciakami i razem z nimi przeżyć załamanie nerwowe o to, że „ktoś ubrał za Ciebie klapek”.
K | A: Albo — moje ulubione — że ktoś za Ciebie wcisnął guzik w windzie.
G: No właśnie, guzik w windzie u nas też królował całą zimę. Kuba pamiętał, żeby zostawić go dzieciom, a ja wychodzę, więc odruchowo klikam — i od razu dramat: „Mamusiu, ja chciałem!”. Na zewnątrz może to wyglądać idealnie, ale naprawdę wymaga ogromnych kompromisów i decyzji: tu mogę coś zyskać, ale tam muszę odpuścić. Wszystko ma swoją cenę.
K | A: Właśnie. Każda decyzja ma swoją cenę, ale też konieczne jest wypracowanie kompromisu z najbliższymi. Kiedy prowadzimy własną działalność, wiele z nas doświadcza tego, że samo „kulanie do przodu” tematów rodzinnych i zawodowych nie udaje się bez wsparcia. Trzeba stworzyć pewne schematy działania, które nie muszą być patriarchalne, tak jak powiedziałaś — mogą opierać się na równouprawnieniu. Ważne jednak, by ta druga osoba wiedziała, na czym stoi i nie była zaskakiwana naszymi nieobecnościami, spotkaniami czy nowymi pomysłami. To musi działać jak dobrze naoliwiona maszyna.
G: Cały czas trzeba mieć świadomość, że nie da się powiedzieć: „kochanie, ja rzucam się w pracę, a ty zostajesz z dziećmi”. To największa pułapka, bo przecież potrzeby drugiej osoby też się zmieniają. Dzieciaki potrafią wyssać mnóstwo energii, więc Kuba czasem musi wyjść, pobiegać, zrobić coś dla siebie. Ja też wychodzę, więc dlaczego on miałby nie wychodzić? To jest nieustanne sprawdzanie, czy taki układ nam odpowiada.
K | A: Tak i ważne jest też, aby dać sobie przyzwolenie na to, że te ustalenia mogą się zmieniać. To, co dziś ustalamy jako mama i tata, nie musi być aktualne za miesiąc. Często bywa tak, zwłaszcza przy opiece nad bardzo małymi dziećmi, że kobiety na pewien czas koncentrują się wyłącznie na domu i dziecku. I to w danym momencie jest zupełnie w porządku, bo pochłania cały czas i energię, a także mentalnie nie zostawia przestrzeni na nic więcej. Później przychodzi moment, w którym następuje pewna zmiana — pojawia się potrzeba zrobienia czegoś dla siebie, wyjścia do ludzi i podjęcia innych aktywności. Musimy renegocjować warunki, bo potrzeby się zmieniają. Świetnie, że o wspomniałaś, że to działa w obie strony. To nie jest tak, że tylko my — kobiety — mamy do tego prawo, mężczyźni również. Wspólnie wychowujemy dzieci, więc oboje musimy mieć przestrzeń, by wprowadzać zmiany i dostosowywać nasze ustalenia.
Takiej sytuacji życzymy każdej z Was, abyście mogły doświadczać podobnego partnerstwa! Wiemy, że wciąż nie jest to powszechny model… Ale tak jak mówiłaś wcześniej, Gabi, te schematy powoli się zmieniają. To wymaga odwagi i pozytywnego nastawienia do rozwiązywania problemów w rodzinie, by taki układ mógł funkcjonować. Jeśli więc któraś z Was zmaga się z podobnymi trudnościami, warto poszukać profesjonalnego wsparcia — niekoniecznie w formie mediacji, ale kogoś, kto pomoże poukładać kwestie codzienne i wspólnie wypracować kompromis. Tak, aby każda ze stron mogła realizować siebie — swoje powołanie czy misję, która być może przez jakiś czas była uśpiona, ale w końcu naturalnie dochodzi do głosu.
Baxcyl – społeczność projektantek i projektantów offline
K | A: Jesteśmy ciekawe — miałaś już wiele obowiązków, wiele się działo, a mimo to pojawił się pomysł na Baxcyl. Jak to się stało, że w tak intensywnym momencie zdecydowałaś się podjąć jeszcze tę inicjatywę? Co było impulsem? Kto był pierwszy? Z kim, gdzie — bo przecież w Baxcylu działacie w większej grupie.
G: Wspomniałyście o inicjatorce — w zasadzie współinicjatorce, bo od początku tworzymy to razem: ja i trzech chłopaków. To był efekt pewnego etapu w moim życiu. Pod koniec roku, kiedy jeszcze trochę pracowałam na freelansie, spędzałam sporo czasu w domu i poczułam, że czegoś mi brakuje. Praca była w porządku, ale brakowało mi ludzi — zwykłych rozmów, kreatywnej wymiany myśli. Myślę, że to częsty problem ludzi freelancerów — jesteś sam, masz projekty, kontaktujesz się z klientami, ale rozmowy są wyłącznie zadaniowe — ustalmy, zróbmy, zamknijmy temat. Nie ma w tym przestrzeni na pogłębioną, kreatywną dyskusję. Uważam, że osoby pracujące twórczo potrzebują takiej „wioski” – grupy, która się wpiera, inspiruje i rozumie. Czasem wystarczy porozmawiać o czymś, co nas naprawdę interesuje, by odblokować blokadę twórczą albo po prostu poczuć, że ktoś nas rozumie. Z tej potrzeby powstała inicjatywa, ponieważ odczuwałam brak bodźców intelektualnych i kontaktu z innymi ludźmi. W związku z tym zorganizowałam przez Instagram wystawę „Ty i ja”, podczas której udało się zgromadzić uczestników z różnych środowisk — zarówno znajomych, jak i znajomych. W trakcie tego wydarzenia poznaliśmy się w czwórkę: ja, Michał, Szymon i Igor. Od tego momentu uznaliśmy, że warto kontynuować spotkania w regularnej formie. Baxcyl w praktyce polega na ogłoszeniu daty i miejsca spotkania, z ideą: „spotkajmy się po pracy”. Celem jest wspólna rozmowa, dzielenie się doświadczeniami, wymiana porad zawodowych, np. dotyczących wyceny projektów, a także wzajemne wsparcie. Główna atrakcja polega na tym, że jesteśmy dla siebie nawzajem. To działa świetnie, bo wymaga jedynie obecności, a tematy do rozmowy pojawiają się naturalnie. Nawet nowe osoby, które nikogo wcześniej nie znały, szybko nawiązują kontakt dzięki wspólnej kreatywnej energii. Tworzenie takiej przestrzeni branżowej ma dla nas duże znaczenie.
K | A: To jest oddolna inicjatywa — po prostu pomysł: „hej, zróbmy coś fajnego”. Nie macie patrona, nie macie żadnych funduszy, siedziby — to nie jest nic formalnego.
G: Owszem. Nie mamy żadnej firmy, a jedynie profil w mediach społecznościowych i to wszystko. Dla mnie nad głową zawsze wisi widmo wypalenia zawodowego. Pracując przy mentoringu i innych projektach, poczułam, że stoję w miejscu i zaczęłam kwestionować swoje możliwości. Baxcyl stał się formą prewencji wypalenia — to przestrzeń, która nie dotyczy tylko pracy, bo ta ostatecznie powinna przynosić pieniądze i satysfakcję. Tutaj natomiast chodzi o relacje, o równowagę i możliwość działania poza pracą.
K | A: Poza tym, gdzie spotykać nowych ludzi, jeśli nasza praca ogranicza się do drugiego pokoju z biurkiem i komputerem. Zajmujemy się projektami, dzwonimy, uczestniczymy w meetupach, rozmawiamy z ludźmi, którzy dorzucają swoją cegiełkę do naszych przedsięwzięć, ale w gruncie rzeczy to dalej jest praca, a potem wracamy do domu. Wtedy pojawia się pytanie — gdzie poznawać nowych ludzi? W szkole czy na studiach mieliśmy ku temu wiele okazji, uczestniczyliśmy w inicjatywach czy imprezach, spotykaliśmy nowych znajomych. Kiedy zaczynamy pracować, ten etap się zmienia — utrzymujemy dawne znajomości albo i nie, ale wszystko zależy od wielu czynników.
G: Często zdarza się, że próba odświeżenia dawnych znajomości bywa niekomfortowa — ktoś jest za daleko, coś się zmieniło, albo po prostu trudno wrócić do starych kontaktów. Tutaj natomiast nie trzeba nikogo znać — po prostu przychodzisz. Uważam, że to mała radość życia: możliwość spotkania kogoś nowego i rozmowy. To tworzy trzecią przestrzeń obok pracy i domu — coś, co jest tylko twoje, nawet jeśli zdarza się raz na miesiąc czy raz na półtora miesiąca. Wyjście do ludzi na kilka godzin nie jest wielkim wysiłkiem, a czas spędzony w taki sposób i tak jest czasem dla siebie. Nie wymaga to praktycznie żadnego przygotowania, jedynie odrobiny odwagi. Na początku może być trudno, jeśli nikogo nie znasz, ale dzięki temu, że mamy nawyk zagadywania nowych osób, pytania „hej, co tam?”, szybko powstaje poczucie komfortu. Często zdarza się, że ktoś przychodzi zupełnie spoza naszej społeczności i czuje się jak u siebie — i to jest w tym najpiękniejsze.
K | A: To też jest pozytywny aspekt — spotykają się ludzie z różnych środowisk, z odmiennymi doświadczeniami i przekonaniami. Fajnie jest zderzyć się z tym, co nie jest nam codziennie bliskie i usłyszeć coś ciekawego.
G: Dla mnie największą wartością są znajomości. Dzięki Baxcylowi wiem, kto czym się zajmuje. Często potrzebuję wsparcia na płaszczyźnie, w której sama nie mam kompetencji — na przykład ostatnio szukałam kogoś do renderów 3D. Zwykle przez LinkedIn czy inne platformy ciężko byłoby mi znaleźć odpowiednią osobę, a tu okazuje się, że znam kogoś, kto akurat się tym zajmuje. Przede wszystkim jest to przestrzeń neutralna — można porozmawiać, sprawdzić, czy współpraca będzie komfortowa, zanim pojawią się deadline’y i konkretne wymagania projektowe. To takie „pole przedstartowe”, które pozwala poznać ludzi i możliwości, zanim zaczniesz z nimi faktyczne projekty.
Relacje często nie tworzą się pod presją, bo nie chodzi o to, by przejść i od razu zdobyć pracę. Celem jest przede wszystkim rozmowa, wymiana doświadczeń. Czasami pewne wątki się łączą, czasami ktoś spotyka odpowiednią osobę — i naturalnie powstaje więź.
K | A: Właśnie tak to wygląda. Dla nas obecnie jedną z przestrzeni do nawiązywania kontaktów są również konferencje branżowe. Nawet jeśli wchodzimy tam, nikogo nie znając, to istnieje szansa, że ktoś nas kojarzy. Wtedy można nawiązać rozmowę i rozpocząć budowanie relacji. Najczęściej właśnie w kuluarach. Atmosfera jest tam zwykle bardziej formalna niż na Baxcylu, ale wciąż daje możliwość nawiązania wartościowych znajomości.
G: Dla osób bardziej introwertycznych, które na co dzień dobrze odnajdują się w pracy przy komputerze, nagłe zetknięcie się z tłumem kilkuset lub nawet tysiąca osób może być dużym wyzwaniem. Z jednej strony istnieje możliwość rozmowy z wieloma uczestnikami, z drugiej strony jednak bywa tak, że trudno nawiązać kontakt i pozostaje się jedynie obserwatorem. Takie wydarzenia mają więc zarówno zalety, jak i wady. Niezależnie od tego, stanowią przestrzeń, w której można spotkać nowych ludzi, a także okazję do wyjścia poza własną strefę komfortu — zobaczenia czegoś nowego, podjęcia rozmowy i nawiązania znajomości.
K | A: Czy jako grupa Baxcyl planujecie w tym roku udział w jakiejś konferencji?
G: Rzeczywiście, nawiązaliśmy współpracę z GrafConfem, co jest dla nas dużym wyróżnieniem i bardzo cennym doświadczeniem. Zauważyliśmy jednak, że na tego typu wydarzeniach, gdzie uczestników jest bardzo wielu, trudno zdecydować, z kim nawiązać rozmowę. Dlatego przygotowaliśmy inicjatywę – „grę Baxcyla”. Polega ona na tym, że każdy uczestnik w pakiecie powitalnym otrzyma nasze naklejki wraz z krótkim opisem. Będzie można oznaczyć w ten sposób swoją branżę lub określić status — na przykład zaznaczyć chęć do rozmowy. Dzięki temu, jeśli spotkamy osobę z naklejką, na przykład z hasłem „ilustracja” czy „animacja”, już na pierwszy rzut oka będziemy mieli punkt zaczepienia do rozmowy. Chodzi o to, aby przełamać pierwsze bariery i zachęcić do kontaktu w prostych sytuacjach — stojąc w kolejce po kawę, przekąskę czy podczas przerwy. To dla nas pewnego rodzaju eksperyment i jesteśmy bardzo wdzięczni, że możemy sprawdzić, czy takie rozwiązanie ułatwi nawiązywanie relacji podczas konferencji.
K | A: To jest naprawdę super — tak jak wspomniałaś — energia konferencji bywa nieco bardziej formalna. Wy wnosicie dużą swobodę, a połączenie tych dwóch światów może stworzyć przestrzeń sprzyjającą większej otwartości i odwadze w nawiązywaniu kontaktów.
G: Liczę przede wszystkim na te mniejsze interakcje, rozmowy jeden na jeden. To daje większe pole możliwości i w takich sytuacjach łatwiej znaleźć punkt zaczepienia.
K | A: Wiadomo. Tym bardziej cieszymy się, że udało się porozmawiać w podcaście. Podczas samego GrafConfu z pewnością będzie wiele osób, które będą chciały z Tobą porozmawiać, a tu mamy „warunki królewskie”. Trzymamy kciuki za dalszy rozwój Baxcyla i Twojej kariery. Kariera przez duże „K”. My również wybieramy się na GrafConf i wiemy już, że dołączy kilka znajomych projektantek, dlatego zapraszamy wszystkich — bilety są jeszcze dostępne, więc warto dołączyć. My też przykleimy sobie etykietkę, że jesteśmy otwarte na rozmowę, dlatego chcemy podkreślić, że można do nas podejść i rozpocząć rozmowę.
G: Jeżeli ktoś będzie szukał spokojniejszego miejsca do rozmowy, to otrzymaliśmy do dyspozycji własną salę. Bardzo mnie to rozczuliło, ponieważ na mapie wydarzenia została oznaczona jako „Bawialnia Kids Room”. Sala znajduje się na poziomie minus jeden, w pobliżu przestrzeni przeznaczonych na konsultacje oraz stoliki. Jest to sala numer 16, położona przy głównym ciągu komunikacyjnym. Będzie tam można spokojnie porozmawiać, bez hałasu i zgiełku charakterystycznego dla dużych sal konferencyjnych. Serdecznie zapraszamy do „Bawialni”.
K | A: Czasami dobrze jest na chwilę się wycofać i odpocząć. A jeśli ktoś nie będzie mógł pojawić się na konferencji, to gdzie można Was znaleźć? W jaki sposób można śledzić działania Baxcyla i dołączyć do Waszych inicjatyw?
G: Obecnie najłatwiej jest nas śledzić poprzez Instagram. To tam ogłaszamy wszystkie nasze inicjatywy — zwykle z wyprzedzeniem około trzech tygodni. W miarę zbliżania się wydarzenia intensyfikujemy komunikację. Cały zespół ma dostęp do konta, dlatego każdy z nas odpowiada na wiadomości, a ja staram się je podpisywać, żeby było wiadomo, z kim rozmawiacie. Udaje nam się też organizować spotkania przy współpracy z różnymi partnerami. Ostatnio, we współpracy z PaceTap Warsaw, zorganizowaliśmy wydarzenie na bulwarach, podczas którego można było obejrzeć ich plakaty. Dzięki dodatkowym partnerom pojawiły się tam również inne atrakcje — między innymi poczęstunek. To są dla nas bardzo cenne inicjatywy. Z reguły można do nas pisać bezpośrednio przez Instagram — zarówno na profil Baxcyla, jak i do mnie osobiście. Chętnie odpowiadam na pytania, bo to dla mnie czysta przyjemność prowadzić takie rozmowy. Warto się odzywać, bo wszyscy jesteśmy w sieci „na wyciągnięcie ręki”, a jeśli nie będę miała czasu, po prostu dam znać.
K | A: Obecnie Baxcyl działa głównie w Warszawie, ale wierzymy, że z czasem mogą powstawać podobne inicjatywy w innych miastach. Być może znajdą się osoby z energią i misją, które zechcą tworzyć swoje lokalne filie i tym samy, dawać projektantom możliwość budowania oddolnych społeczności.
G: Myślę, że podobne inicjatywy już powstają, na przykład nad morzem działa grupa We Are All Together, która ma charakter bardziej ogólnopolski. Nasi znajomi rozwijają także projekt Pause Space, skupiający freelancerów pracujących zdalnie. Nie chodzi o to, by Baxcyl konkurował z innymi czy „zabierał im scenę”, ale raczej o to, by wspierać i poszerzać informacje o takich miejscach. Każdy może znaleźć coś dla siebie. Zależy nam, aby w branży powstawały różne miejsca spotkań — zarówno w internecie, jak i na żywo. Niezależnie od tego, czy będzie to Baxcyl, czy inne inicjatywy, ale kluczowe jest to, aby się spotkać i budować relacje. Dobrym przykładem są, chociażby społeczności na Discordzie, które funkcjonują bardzo aktywnie. Osobiście trudno mi w pełni uczestniczyć w tym medium, ale wiem, że dla wielu osób stanowi ważne centrum wiedzy i doświadczeń. Dlatego zachęcam, aby każdy poszukał dla siebie takiego miejsca, które pozwoli mu pielęgnować poczucie przynależności i wspólnoty.
K | A: Nie warto zamykać się w swoim „pudełku” i narzekać, że w danym mieście nie ma Baxcyla. Zawsze można poszukać innych inicjatyw czy odpowiedników — coś na pewno się znajdzie. To mogą być nie tylko projekty stricte graficzne, ale też szersze inicjatywy artystyczne — związane z projektowaniem wnętrz, malarstwem czy innymi dziedzinami kreatywnymi. Problemy i wyzwania, z którymi mierzą się osoby z różnych branż artystycznych, często są bardzo podobne. Takie spotkania są ważne, bo pomagają chronić się przed wypaleniem zawodowym i dają przestrzeń, żeby poza pracą realizować się w innych, kreatywnych obszarach.
W podcaście Modern Wisdom prowadzący rozmawiał z Simonem Sinekiem, który zwrócił uwagę na to, że dziś jako społeczeństwo pokładamy w pracy bardzo duże oczekiwania. Kiedyś praca była przede wszystkim źródłem dochodu, a rozwój talentów, spełnienie czy życie towarzyskie odbywały się poza nią. Obecnie oczekuje się, że praca zapewni wszystko: rozwój, wynagrodzenie, satysfakcję i możliwość budowania relacji. Taka presja często prowadzi do rozczarowań — pracownicy oczekują, że praca będzie bardziej satysfakcjonująca, niż w rzeczywistości może zaoferować.
Praca, relacje i wypalenie zawodowe: jak zachować balans?
G: Często mówi się o mojej pracy jako o dream job, ale to wcale nie znaczy, że każdy czułby się w niej dobrze i swobodnie. To, co dla mnie jest spełnieniem marzeń, dla innej mogłoby okazać się trudny, środowiskiem. Ważne jest, żeby dopasować się nie tylko do obowiązków, ale też do ludzi. W naszej branży ogromne znaczenie ma zaangażowanie emocjonalne. My nie pracujemy „na literkach”, tylko wkładamy w projekty serce. Czasem zadaję sobie pytanie, czy nie angażuję się za bardzo — czy nie zostawiam w pracy czegoś, czego wcale tam nie trzeba. Mam świadomość, że się wkręcam i że taka już jestem, ale to sprawia, że patrzę szerzej na to, co robię. Jeśli się wypalę i zatrzymam, to mimo wszystko obowiązki pozostaną — trzeba będzie dowieźć wartość i jakość. Jeśli nie zadbam o siebie, to łatwo wpaść w stan, w którym człowiek reaguje depresją na zwykły feedback. Uważam, że troska o siebie daje stabilność, poczucie bezpieczeństwa i wprost przekłada się na możliwość normalnego życia — od wyjścia na kawę po pracy, po kupienie dziecku rolek, kiedy tylko zapragnie. Według mnie życie zawodowe i prywatne są połączonymi naczyniami, dlatego w obu sferach trzeba starać się dbać o higienę i równowagę. Nie jestem mistrzem, ale myślę i wprowadzam drobne rozwiązania, które pozwalają nie zwariować.
K | A: To jest kolejny piękny temat, o którym mogłybyśmy długo rozmawiać — work-life balance. Niektórzy twierdzą, że w ogóle nie istnieje coś takiego, inni z kolei, podkreślają, że trzeba dbać o obie sfery życia, jak o połączone naczynia. Tobie spotkania towarzyskie zdecydowanie je dają.
Czy masz jakieś swoje rytuały albo przestrzenie dla siebie? Szczególnie nie tylko jako projektantka, ale też jako mama — bo obie role są bardzo angażujące. Dlatego tym bardziej ważne jest, żeby znaleźć ten kawałek przestrzeni wyłącznie dla siebie.
G: Nie mam jakichś długich rytuałów. Jestem w tym naprawdę słaba. Dla mnie paliwem są ludzie i energię, którą od nich czerpię — wiem, że brzmi to trochę dziwnie. Chodzi o to, że ja na przykład nie pójdę pobiegać, bo tego nie cierpię. Próbowałam, naprawdę próbowałam, ale moje ciało kompletnie nie odnajduje się w bieganiu, dla mnie to jest nienaturalne. Dla jednej osoby bieganie czy skakanie będzie dawką energii, ktoś inny porozciąga się na drążku — a ja idę do ludzi. Wczoraj miałam taki swój moment — spotkałam się z koleżanką z gimnazjum, po latach. Pojeździłyśmy rowerami po polach w mojej wiosce, potem poszłyśmy do Żabki, kupiłyśmy coś do picia i zapaliłyśmy papierosa — chociaż normalnie żadna z nas nie pali. Poczułyśmy się znów jak w czasach gimnazjum. Oczywiście nie namawiam do palenia — to jest okropny nawyk — ale chodzi mi o samą ideę łapania momentów. To nie musi być „fancy kawusia” na Instagramie, żeby się liczyło. Idź na rower w brudnej koszulce, nie myśl o makijażu, o tym, jak wyglądasz. Po prostu zrób coś dla siebie i nie zastanawiaj się, czy ktoś oceni, czy odpoczywasz „wystarczająco dobrze”. Zrób cokolwiek, byle było tylko dla Ciebie.
K | A: Czasami właśnie tak jest — wpadamy w wir pracy i zaczynamy się zastanawiać „czy ja w ogóle dobrze odpoczywam?”. Same też często potrzebujemy takiego potwierdzenia z zewnątrz.
G: Właśnie. Dla mnie relaksem może być nawet zwykłe wyjście do drogerii z moją siostrą. Ona świetnie zna się na makijażu, więc kiedy ostatnio u mnie była, pomogła mi dobrać kilka rzeczy. Wspólny czas, rozmowy, żarty — to daje mi poczucie odpoczynku. Drobiazgi, które nie są „instagramowe”. Jeśli robimy zdjęcie, żeby udowodnić, że odpoczywaliśmy, to nagle pojawia się pytanie: „ile osób to zobaczyło?”. Sezon wakacyjny na Instagramie to dobry przykład. Ja akurat mam do tego dystans, ale widzę, jak wiele osób wrzuca zdjęcia: tu na plaży, tam na wyjeździe. Cieszę się razem z nimi, ale od razu myślę też o tych, którzy w tym samym czasie są przytłoczeni pracą, nie mają urlopu i trudno im złapać balans między życiem prywatny a zawodowym — obrazek z plaży może bardziej frustrować niż inspirować.
K | A: Media społecznościowe kreują obraz idealnego życia — świetna praca, po pracy czas dla siebie, a w domu dwójka dzieci, zdrowe posiłki, a my jeszcze codziennie biegamy. Patrząc na to, można mieć wrażenie, że ktoś robi wszystko naraz, ale przecież to nierealne — zawsze stoi za tym czyjeś wsparcie w tle.
G: Pojawia się pytanie — robisz to dla siebie, bo daje Ci spokój i harmonię, czy dla innych, żeby ktoś powiedział „wow”? Niestety to nigdy nie wygląda tak jak na Instagramie.
Błędy w pracy projektowej: jak sobie z nimi radzić?
K | A: Odczarowujemy ten obraz kobiet z sukcesami. W każdym odcinku pojawia się wątek, który pokazuje, że za osiągnięciami zawsze stoi pewna cena. Czasami rozmawiamy o tym z Karoliną, używając metafory żonglowania: staramy się równocześnie godzić pracę, obowiązki domowe, zajęcia dodatkowe i projekty poza pracowe. Mimo starań, co pewien czas zdarza się, że „upada jakaś piłeczka”, bo nie dajemy rady we wszystkim. Wtedy na nowo trzeba poukładać priorytety i dalej iść naprzód.
G: Ostatnio podczas nagrywania podcastu przekonałam się o tym na własnej skórze — nasza praca została mocno wystawiona na próbę. Przy wysyłce etykiet do druku konieczne jest, aby były one w pełni poprawne, ponieważ trafiają od razu do nakładu 20-30 tysięcy sztuk. Niestety tym razem pojawił się poważny błąd, którego nie mogło być w projekcie. Wszystko trzeba było wyrzucić, a producent odrywał dziesiątki tysięcy produktów — koszt tego błędu był znaczący. W naszym zespole nie szukamy winnych i wiemy, że wykonujemy tak wiele działań, że błędy są nieuniknione. Ważne jest, aby na przyszłość dokładniej pilnować szczegółów i dbać o każdy etap procesu. Jednocześnie udało nam się wykorzystać sytuację: poprawiliśmy projekt etykiety i finalnie wygląda lepiej niż pierwotnie. To pokazuje, że nawet w prosperującej firmie zdarzają się kosztowne błędy, które wymagają czasu i zasobów, ale można z nich wyciągnąć wartościowe wnioski.
K | A: Z takich sytuacji warto wyciągać wnioski. Na przykład w procesie można przewidzieć dodatkową weryfikację — żeby ktoś jeszcze sprawdził materiał przed wysłaniem do druku. Pracując samodzielnie nad plikiem i wprowadzając poprawki wielokrotnie, łatwo przeoczyć pewne detale. Można nie zauważyć, że któryś element się przesunął, wypadło logo albo pojawił się inny błąd.
G: Niestety, takie sytuacje mogą się zdarzyć. W moim przypadku dodatkową trudność stanowi dysleksja — literki i skład tekstu wymagają ode mnie wyjątkowej koncentracji. Muszę bardzo uważać, aby wszystko poprawnie przygotować, dlatego zawsze proszę, żeby ktoś jeszcze sprawdził moją pracę. Otaczanie się osobami, które mogą weryfikować nasze działania, jest zupełnie naturalne.
K | A: Warto wspierać się nawzajem, zamiast obwiniać za błędy i szukać rozwiązań. Z takich sytuacji wyciągamy lekcje, aby następnym razem zrobić lepiej. Ukułam kiedyś dla mojego syna powiedzonko, które pasuje także do naszej pracy: bądźmy ludźmi rozwiązań, a nie problemów. Nawet jeśli piłeczka upadnie, nie skupiajmy się na samym upadku, lecz na tym, jak znaleźć rozwiązanie i następnym razem zrobić to lepiej.
G: Zgadzam się w pełni. To naprawdę ładna zasada i warto ją zapamiętać. Szkoda czasu na przepychanki — trzeba po prostu działać.
Wsparcie, lekcje i działanie mimo trudności
K | A: Bardzo dziękujemy — padło wiele złotych myśli w trakcie naszej rozmowy. Dziękujemy także za podjęcie trzeciego podejścia do nagrania tego odcinka. Pamiętajcie: nie ma rzeczy niemożliwych. Trzeba działać, a prędzej czy później wszystko się poukłada.
G: Właśnie. Dbajmy o siebie, aby mieć energię na realizację wszystkich zadań. Nikt za nas tego nie zrobi, więc jeśli zadbamy o siebie, zyskamy siłę, by dopiąć sprawy, które pozwolą nam znaleźć się w lepszym miejscu.
K | A: Piękne. A powiedz jeszcze, gdzie Cię można znaleźć na Instagramie i pod jakim nickiem?
G: Gabikowol i na LinkedInie też, choć ostatnio trochę odpuściłam. Uwielbiałam go scrollować jak Facebooka — tam zawsze coś się działo, takie moje guilty pleasure. Zatem na Instagramie, LinkedInie, GrafConfie, Baxcylku — wszędzie śmiało!
K | A: Wpadajcie do Gabi i na Baxcyla. Mamy nadzieję, że zobaczymy się na Grze w Konfie. Żegnamy się, pozdrawiamy bąbelki i wszystkich panów wymienionych w naszym podcaście. Wysyłamy serduszka równo, bo rzadko się zdarza, żeby tylu mężczyzn współwystępowało u nas.
G: Dzięki bardzo! Cześć!
K | A: Do usłyszenia! Cześć!
O podcaście „Dochodowe Studio Graficzne”
W każdym odcinku podcastu czekają na Ciebie wskazówki, jak działać w zrównoważony sposób w biznesie kreatywnym, by czerpać ze swojej pracy maksimum satysfakcji, omijać pułapki w komunikacji z klientami i nie dać się złapać wypaleniu zawodowemu.
Bo jesteśmy przekonane, że zasługujesz na biznes, który daje Ci siłę, byś mogła robić to, co kochasz najbardziej, na markę, która przyciąga wymarzonych klientów i na współprace, które przynoszą Ci autentyczną radość i głębokie poczucie spełnienia.
Oficjalna strona podcastu dla graficzek i web designerek
Oceń nasz podcast na Spotify, Apple Podcasts
Jesteśmy bardzo ciekawe Twoich wrażeń po wysłuchaniu tego odcinka.
Cheers! Karla i Ania
czytaj dalej
W podobnych tematach
przeczytaj te artykuły
zabierz się do pracy
pobierz materiały
Jak wycenić pracę graficzną?

Hello, Girl!
Jesteśmy Karla i Ania, czyli kreatywne duo graficzek i strategów komunikacji.
Od ponad 10 lat wspieramy kobiece biznesy i świadczymy szyte na miarę usługi projektowe. Oferujemy branding, projektujemy grafiki i strony www dla charyzmatycznych, dziewczyńskich biznesów. Wspieranie innych graficzek, naszych sióstr po fachu, to nasze oczko w głowie. Zobacz, co jeszcze możemy Ci zaoferować.
Mailing dla graficzek to nasza perełka
Posłuchaj podcastu dla graficzek
Kurs "Dochodowe Studio Graficzne"
Zobacz produkty dla graficzek