...

Jak pokonać wewnętrznego krytyka? – podcast #2.11 z Joanną Kot

17 wrz 2025 | Podcast, selfcare

Jak radzić sobie z wewnętrznym krytykiem w pracy graficzki? O perfekcjonizmie, blokadach i metodach odzyskiwania swobody w projektowaniu.

posłuchaj odcinka NOWEGO SEZONU #2.11

Jak pokonać wewnętrznego krytyka i odzyskać twórczą moc? – Rozmowa z Joanną Kot

O czym mówimy w tym odcinku

Witamy Cię w kolejnym odcinku drugiego sezonu podcastu Dochodowe Studio Graficzne! W drugim sezonie naszej audycji zaglądamy za kulisy pracy w branży graficznej razem z naszymi gośćmi – rozmawiamy o projektowaniu, prowadzeniu biznesu i realiach codziennej pracy kreatywnej.

Czy wewnętrzny głos ciągle podważa Twoją wartość jako graficzki? Czas to zmienić!

W tym odcinku podcastu rozmawiamy z Joanną Kot, psychoterapeutką i psycholożką, która pomaga kobietom odnaleźć źródło osobistej mocy. Wspólnie analizujemy, skąd biorą się blokady twórcze i jak sobie z nimi radzić. Dowiesz się, dlaczego wewnętrzny krytyk nie istnieje (choć jego wpływ jest bardzo realny), jak rozpoznać moment, gdy krytyk przejmuje kontrolę, oraz praktyczne techniki, które pomogą Ci odzyskać twórczą swobodę.

Zapraszamy do słuchania i czytania: z kubkiem kawy i bez spiny!

Odkryjesz również różnicę między wewnętrznym krytykiem a syndromem oszusta, zrozumiesz mechanizmy perfekcjonizmu i nauczysz się prostych metod, które pozwolą Ci pracować lżej i z większą radością. To odcinek, który może całkowicie zmienić Twoje podejście do pracy twórczej!

Zostaw komentarz pod filmem lub napisz do nas tutaj:

Instagram – Linkedin Ania  – Linkedin Karla – helou@shablon.pl

 

W ODCINKU WSPOMINAMY:
  1. Występ Jen Brister zatytułowany „Mothers and daughters”,
  2. Strona www Asi Droga Kobiety,
  3. Konto Asi na Instagramie.

Do usłyszenia i zobaczenia w kolejnym odcinku!

wolisz oglądać?

Zobacz nagranie odcinka na YouTube

Kluczowe momenty tego odcinka

00:00 – Praca twórcza powinna dawać radość

03:00 – Skąd się biorą wewnętrzne blokady

10:16 – Jak formuje się wewnętrzny krytyk

19:40 – Wewnętrzny krytyk nie istnieje

27:31 – Jak rozpoznać działanie krytyka

35:38 – Praktyczne techniki pracy z krytykiem

43:42 – Perfekcjonizm jako dziecko krytyka

54:00 – Jak odzyskać twórczy flow

01:01:52 – Syndrom oszusta vs wewnętrzny krytyk

01:13:24 – Kiedy warto szukać pomocy specjalisty

01:20:58 – Podsumowanie i pożegnanie

wolisz czytać?

Zobacz pełen transkrypt odcinka

Czym właściwie jest wewnętrzny krytyk?

K | A: Dzień dobry, cześć. Witamy Was serdecznie w kolejnym odcinku podcastu Dochodowe Studio Graficzne. Z tej strony Karla i Ania. Dziś mamy przyjemność gościć wyjątkową osobę, która — choć nie jest bezpośrednio związana z naszą branżą — może wnieść do niej niezwykle cenne spojrzenie. Naszym gościem jest Joanna Kot, psychoterapeutka i psycholożka, pracująca głównie z kobietami doświadczającymi różnego rodzaju kryzysów życiowych. Joanna pomaga im odnaleźć źródło osobistej mocy i poznać siebie głębiej w procesie. Dzień dobry Asiu.

J: Dzień dobry, cześć, witam wszystkich.

K | A: Bardzo się cieszymy, że dołączyłaś do naszego podcastu. Jesteśmy przekonane, że ta rozmowa będzie wartościowa dla naszych słuchaczek, ponieważ podejmiemy dziś temat, który często utrudnia pracę twórczą. Skupimy się na blokadach i wewnętrznych przekonaniach, które potrafią skutecznie ograniczać nas na co dzień. Dopóki nie uświadomimy sobie ich istnienia i nie spróbujemy rozłożyć na czynniki pierwsze, trudno jest się od nich uwolnić i zrobić krok naprzód. Zastanowimy się, skąd biorą się wątpliwości dotyczące naszych umiejętności oraz co można zrobić, aby pracowało się lżej, swobodniej, z większą siłą i radością. W końcu zawody twórcze mają to do siebie, że z założenia powinny przynosić satysfakcję.

W praktyce często bywają źródłem stresu i frustracji, które przenoszą się na inne obszary życia. Dlatego Asiu, gdybyś mogła powiedzieć na początek, z jakimi przekonaniami i blokadami najczęściej spotykasz się w swojej pracy z kobietami? To dość charakterystyczna grupa — my, kobiety — w porównaniu do mężczyzn mamy większą skłonność do głębszego analizowania i dłuższego przeżywania różnych sytuacji. Czy zgadzasz się z taką obserwacją?

J: Myślę, że tak. Rzeczywiście — choć praca twórcza powinna przynosić radość i pozwalać nam zanurzyć się w twórczym „flow” – wygląda to inaczej, dlatego, że po drugiej stronie pojawia się ocena, krytycyzm, opinie klientów, ich zadowolenie lub niezadowolenie. To wszystko potrafi stanąć w poprzek temu, co mogłoby być swobodnym, radosnym procesem twórczym. Tych blokad jest kilka, ale ich rdzeniem są właśnie krytyczne głosy. To one uruchamiają całą kaskadę trudności — perfekcjonizm, syndrom oszusta czy odkładanie projektów z obawy przed domniemaną negatywną oceną. Dlatego proponowałabym, żebyśmy zaczęły od tego wewnętrznego krytyka. To temat bazowy i — choć z perspektywy osobistego doświadczenia bywa bardzo trudny — chcę pokazać, że nie musi taki być. Same głosy krytyczne bywają bolesne, bo potrafią sprawić, że czujemy się głupie, bezwartościowe czy niewystarczające. Problem polega na tym, że często nie mamy wiedzy ani narzędzi, jak stawiać granice temu krytykowi, by nie zaburzał procesu twórczego ani zdrowego myślenia o sobie, które pozwalają nam wykonywać swoją pracę i — przynajmniej czasami — czerpać z niej przyjemność.

K | A: Owszem. Nie twierdzimy też, że jesteśmy idealne i nigdy nie popełniamy błędów. Chodzi jednak o ten wewnętrzny głos — wewnętrznego krytyka — czyli to, co same sobie powtarzamy, a nie o oceny płynące z zewnątrz.

Skąd bierze się wewnętrzny krytyk?

J: Myślę, że granica między krytyką wewnętrzną a zewnętrzną jest bardzo płynna. Często jest tak, że głosy krytyczne z zewnątrz stopniowo przekształcają się w nasz głos wewnętrzny. Wtedy wszystko się nisza i coraz trudniej jest nam się przed tym bronić.

K | A: Właśnie. Jeśli cofniemy się trochę do wcześniejszych etapów rozwoju człowieka, to odnosimy wrażenie — patrząc choćby na dzieci — że na początku w ogóle nie istnieje coś takiego jak wewnętrzny krytyk. Dziecko ma pomysł i od razu działa, bez zastanawiania się, czy efekt będzie piękny, czy nie. Na tym etapie nie ma dla niego większego znaczenia. Dopiero później, z czasem, ten wewnętrzny krytyk zaczyna się pojawiać i kształtować. I to chyba bezpośrednio wiąże się z tym, o czym mówiłaś — że głosy z zewnątrz wpływają na to, jak tworzy się w nas ten krytyczny głos wewnętrzny.

Choć musimy przyznać, że obserwując nasze dzieci, widzimy, że to wcale nie jest takie jednoznaczne. U każdej wygląda to trochę inaczej, czyli nie zawsze da się to powiązać tylko z wiekiem i rozwojem? Może Ty rozwiejesz nasze teorie.

J: To nie jest zjawisko, które pojawia się wraz z wiekiem i później zanika, gdy stajemy się pewniejsi siebie. Duże znaczenie mają rodzice i inni ważni opiekunowie, ponieważ to, co od nich otrzymujemy, kształtuje nasze postrzeganie siebie. W przeszłości dominował dość surowy model wychowawczy, w którym zakładano, że chwalenie dzieci je psuje, a krytyczne komentarze wzmacniają i przygotowują na trudności. Negatywne komunikaty, płynące od rodziców lub opiekunów, szczególnie w okresie dzieciństwa, mają ogromną siłę oddziaływania. Dziecko jest niezwykle chłonne emocjonalnie wobec słów i gestów. Krytyk wewnętrzny nie rodzi się wyłącznie wtedy, gdy słyszymy coś złego, bo czasem wystarczy brak pochwały, milczenie albo niewerbalny sygnał — spojrzenie czy wyraz twarzy wyrażający dezaprobatę, stając się dla nas informacją zwrotną o tym, kim jesteśmy i co robimy. Kiedy tego rodzaju komunikaty powtarzają się wielokrotnie, zaczynamy je internalizować, czyli przyswajać i powtarzać sobie sami. Nasz wewnętrzny system zaczyna odtwarzać te głosy, niezależnie od tego, czy rodzice, czy nauczyciele nadal je wypowiadają.

Polski system edukacji opiera się na krytycyzmie, ocenach, wymaganiach i rozliczaniu, co przez wiele lat wzmacnia poczucie, że nie spełniamy oczekiwań. Nawet pozytywna ocena pozostaje elementem systemu krytycznego, ponieważ pokazuje, co jest „dobre”, a więc zakłada istnienie przeciwieństwa. Tym samym wciąż pozostajemy w logice krytyka, nawet jeśli tymczasowo znajdujemy się „po dobrej stronie”. Szkoła dodatkowo wzmacnia ten mechanizm, podobnie jak wiele branż zawodowych, gdzie dominuje porównywanie się z konkurencją i stała ocena efektów pracy. W ten sposób krytyczny głos w naszej głowie stopniowo się nasila i po pewnym czasie nie potrzebujemy już bodźców z zewnątrz — sami powtarzamy te komunikaty. Możemy opuścić dom rodzinny, zakończyć edukację, prowadzić własny biznes, a krytyk wciąż pozostaje obecny i często wpływa na nasze działania. Niestety krytyk ma do siebie to, że nas paraliżuje, powstrzymuje przed twórczością i realizacją wartościowych pomysłów. Doświadczyłyśmy tego także podczas pracy nad naszym podcastem — mimo przygotowania i gotowości, kilkakrotnie przemawiałyśmy, aby uruchomić cały proces. Mimo że wszystko było gotowe i starannie przygotowane, pojawił się pewien czynnik w tle, który powstrzymywał nas przed działaniem, zatrzymywał proces twórczy i uniemożliwiał pełne wykorzystanie naszych możliwości w danym momencie.

K | A: Wspomniałaś o dawnym systemie wychowawczym, czyli możemy powiedzieć, że jesteśmy owocem tego starego modelu. Pewna brytyjska komiczka w swoim materiale porównała, jak matki chwalą synów, mówiąc: „Jesteś taki mądry, taki słodki”, natomiast gdy córka prezentuje, jak się ubrała, matka komentuje: „grubo w tym wyglądasz”. To pokazuje różnice w starcie emocjonalnym kobiet i mężczyzn, uświadamiając, że głos krytyka może bardziej oddziaływać na kobiety.

Wydaje się, że mogłybyśmy się mniej przywiązywać do tego głosu, ale historycznie rzecz ujmując, kobiety często niosą cięższy bagaż oczekiwań niż mężczyźni w tym samym zawodzie.

J: To pole kulturowe również nas kształtuje, niezależnie od tego, czy się z tym zgadzamy. Wszyscy jesteśmy zanurzeni w kulturze, jej normach i przekonaniach. Dodatkowo istnieją czynniki pokoleniowe, które pojawiały się u wielu artystów — i pytanie „Jak się z tego utrzymasz?” Takie przekonania zasiewają w nas wątpliwości dotyczące naszej wartości, talentów i twórczych możliwości, prowadząc do samokrytyki. Krytyk wewnętrzny często działa bardzo pośrednio, co znaczy, że nie zawsze rozpoznajemy go jako głos w głowie. Mogą być to zautomatyzowane myśli, które uruchamiają się i działają w tle, bez naszej świadomej refleksji. Można by go nazwać „radio krytykiem”, ponieważ przez całe życie wiele razy doświadczyłyśmy krytyki, że głos ten uruchamia się automatycznie. Nasz umysł wykonuje ogromną pracę, aby te myśli omijać, ponieważ są trudne emocjonalnie — związane z poczuciem winy, wstydem czy lękiem przed odrzuceniem. Krytyka uderza w rdzeń naszej osobowości, w esencję tego, kim jesteśmy, co wywołuje reakcję kurczenia się i chęć wycofania.

K | A: To efekt braku pełnej akceptacji, prawda?

J: Właśnie. Chronimy się instynktownymi mechanizmami przed tym uczuciem, a nasz umysł wykonuje ogromną pracę, aby trzymać krytyczne myśli „na uboczu”. To nie oznacza jednak, że nie mają one wpływu — nadal oddziałują na nasze zachowanie i samopoczucie. Częścią trudności związanej z krytykiem jest brak świadomości, że to właśnie ten głos wierci dziury w naszej głowie i brzmi w bardzo konkretny sposób. Z kolei częścią pracy nad tym jest zatrzymywanie momentu, w którym łapiemy się na tych myślach — robienie „Stopklatki” i wyciąganie ich ze swojej głowy. Chodzi o eksternalizowanie tych myśli, ponieważ po latach internalizacji wszystkich głosów często mamy poczucie, że te myśli „to my” i że są częścią naszej tożsamości. To sprawia, że bardzo trudno jest się przed nimi obronić, rozbroić je lub zdyskredytować, dlatego kluczowym elementem pracy jest zatrzymywanie się wcześniej, zanim krytyk wpłynie na nas w pośredni, zaawansowany sposób — kiedy jestem zmęczona, nie mam siły do działania, wpadam w perfekcjonizm, wypalenie zawodowe lub odwlekam finalizowanie projektów, unikając weryfikacji efektów. To, co się dzieje w takich sytuacjach, jest naturalne, pod warunkiem że ocena nie pochodzi od krytyka. Często jednak dopiero w momencie zablokowania procesu twórczego uświadamiamy sobie jego wpływ — pojawia się poczucie beznadziejności, wątpliwości w umiejętność i zaniżanie własnej wartości. Cała praca polega na tym, aby zatrzymać się chwilę wcześniej, zanim te myśli zdążą przejąć kontrolę. W naszych głowach mamy ich przecież miliony, a teraz możemy też porozmawiać o tym, jak skutecznie sobie z nimi radzić.

K | A: Asiu, wspomniałaś o umiejętnościach — czasem mamy wrażenie, że coś nam nie wychodzi, więc stwierdzamy: „musimy się jeszcze doszkolić, poprawić nasze kompetencje”. To bardzo częsty przypadek w naszej branży. Spotykamy kursantki czy graficzki, które są odbiorczyniami naszego newslettera i podczas spotkań online rozmawiamy o codziennej pracy, przeglądamy portfolio i widzimy, że radzą sobie świetnie — poziom jest wysoki, projekty są bardzo dobre. Z jakiegoś powodu uważają, że muszą się dalej szkolić, zapisać na kolejny kurs, opanować nowy program, stale rozwijać umiejętności. Mają poczucie, że wciąż nie są „wystarczające” i nie osiągnęły jeszcze odpowiedniego poziomu. Wydaje się, że gdy zrobimy to wszystko, w końcu nadejdzie ten etap, ale nie przychodzi — bo problem nie tkwi w braku kolejnych kompetencji.

Często też słyszymy: „chciałabym nazywać się prawdziwą graficzką”. Dziewczyny mówią, że pracują w zawodzie, realizują projekty, a jednak nie nazwą się „prawdziwymi” graficzkami. Widać, że ten brak pewności siebie wraca, a przecież wykonując tę pracę, są graficzkami — to najlepszy dowód.

J: To nie działa — brzmi racjonalnie i inni mogą się z tym zgodzić, ale wewnętrznie nie czujesz się obroniony przed tym krytycznym głosem. Praca z krytykiem bywa twórcza, ale kiedy mu ulegamy, nigdy nie jest wystarczająco. Krytyk sugeruje: „jeszcze kurs, jeszcze jedno szkolenie — wtedy będziesz prawdziwą projektantką i graficzką”. My to robimy: zapisujemy się, zaliczamy kolejne kursy, staramy się — a mimo to wewnętrzny głos mówi dalej, że to za mało. Przykładowo — ktoś może zrobić kilkadziesiąt szkoleń i nadal słyszeć: „ok, zrobiłaś te kursy, ale za długo Ci to zajęło”.

K | A: Albo „jesteś za stara, rynek Cię wyprzedził, spójrz na tych, którzy są na górze”.

J: To podcina skrzydła. Krytyk potrafi porównać nas do innych: „nie nadajesz się, nigdy nie będziesz prawdziwą graficzką jak Karla i Ania”. W efekcie pojawia się poczucie bezradności: ile byśmy nie zrobiły, i tak nie osiągniemy tego, co inni.

K | A: To jest śmieszne, bo my możemy mieć te same głosy, prawda? Ktoś chwali nasz projekt, a my i tak myślimy: „mógłby być lepszy”.

J: Taki głos zawsze znajdzie powód do krytyki, on jest nienasycony. Taka jest natura krytyka — nie da się go zadowolić. Nawet pochwała trzyma nas w jego dynamice: ciągle czekamy, czy nam się noga nie powinie albo, czy nie postawi kolejnej, nieosiągalnej poprzeczki. Walka z nim tylko go wzmacnia — nawet gdy sobie mówimy, że jesteśmy świetne, on znajdzie argumenty, żeby nam udowodnić, że tak nie jest. Im więcej z nim walczymy, tym rośnie jego wpływ. Najciekawsze jest to, że krytyk wewnętrzny w rzeczywistości nie istnieje. To tylko konstrukt psychologiczny, obraz procesu, który w nas zachodzi. Pojawią się wyłącznie wtedy, gdy mu wierzymy. Gdybyśmy przestały mu poświęcać uwagę i po prostu robiły swoje, w ogóle by nie istniał. Nasza wiara w krytyka daje mu moc i pozwala zajmować w nas coraz więcej miejsca.

K | A: Mówiłaś wcześniej, że nasz umysł wykonuje dużą pracę, żeby te myśli „zamknąć w pudełku”. Czy to jest właśnie niezwracanie na niego uwagi, czy coś innego?

J: To wciąż ten sam mechanizm, tylko poświęcamy dużo energii, żeby się tym nie zajmować, nie słuchać uważnie i nie badać swoich reakcji. Kto chciałby poczuć się małą, słabą, bezradną czy bezwartościową kobietą?

K | A: Żadna z nas.

J: Owszem. Robimy wiele, żeby nie dopuścić do krytycznych myśli, ale one wciąż są obecne. Nie chodzi o to, żeby je zwalczać — walka tylko je wzmacnia, bo dajemy im energię. Chodzi raczej o znalezienie sposobu, by się przed nimi bronić i poczuć tę obronę w sobie. Kluczowe jest uznanie, że ta krytyczna część w nas istnieje, zamiast udawać, że jej nie ma. Jeśli ją ignorujemy, zaczynamy unikać pracy w obawie przed oceną i weryfikacją projektów. To naturalne, że chcemy się pozbyć krytyka, ale nie da się go całkowicie wyeliminować. Droga do uwolnienia prowadzi przez krytyka — trzeba spojrzeć mu w oczy, wysłuchać co ma do powiedzenia i znaleźć w sobie zdrową, dorosłą reakcję.

K | A: A jaka może być ta zdrowa reakcja? Bo często chcemy od razu powiedzieć: „nie masz racji”, „nie zgadzam się”. To jest właśnie ta reakcja, która nie przynosi efektu.

J: Jeżeli zauważysz, że utknęłaś w pracy i nic nie idzie do przodu, to może znak, że włączył się krytyczny głos. Pierwszy krok to go usłyszeć — naprawdę zwrócić uwagę, jak brzmi w Twojej głowie, np. „jestem beznadziejna” – zatrzymaj się i sprawdź, w czym dokładnie. Jeśli spędzam godziny nad czymś, a efekt nie jest zadowalający, to właśnie włącza się krytyczny głos. Gdybym mówił: „tu możesz poprawić to i tamto”, byłby konstruktywnym feedbackiem. Niestety krytyk jest inny — stoi na uboczu i dopowiada, podkreślając nasze braki, bez konkretnej pomocy. To jest tępy głos, który ciągle się wtrąca, nie do końca wiadomo, o co mu chodzi. Ważne jest, żeby go usłyszeć i oddzielić od siebie — to tylko głos w głowie, nie Twoja osobowość. Możesz sobie wyobrazić, jakby ktoś wypowiadał te słowa przed Tobą. Najprostszy sposób to reakcja instynktowna: „nie chce Cię słuchać”. Czasem to odblokowuje proces twórczy. Jeśli nie, można pójść krok dalej i zastanowić się, jak zareagowałabyś, gdyby powiedział to ktoś obcy, patrząc na Twój projekt.

K | A: To pokazuje też, jak różne reakcje możemy mieć w podobnych sytuacjach. Czasem ktoś przychodzi i mówi coś z zewnątrz — wtedy od razu pojawia się ożywienie, że to nie w porządku. Kiedy ta myśl pojawia się w głowie, często nie reagujemy świadomie. To bardzo skomplikowane — nauczenie się zatrzymywania w danej chwili wymaga praktyki. Naszą naturalną reakcją jest odpychania takich myśli i uczuć, bo nie chcemy ich zaakceptować ani doświadczać. Chcemy się ich pozbyć i cały czas je od siebie odsuwamy. Dopóki nie nauczymy się zatrzymywać w tym nieprzyjemnym uczucie i stosować Stopklatki, nie będziemy mieć szansy, by to przepracować.

J: Odruch ucieczki od trudnych uczuć jest naturalny, bo bycie pod wpływem krytyka jest bardzo nieprzyjemne. Można jednak przeprowadzić ćwiczenie: przypomnieć sobie momenty, kiedy krytykowaliśmy siebie i sprawdzić, co wtedy czujemy, co myślimy o sobie i jak reaguje ciało. Ciało reaguje organicznie na krytyczne myśli. Ważne jest, żeby to zauważyć — nie po to, by się w tym taplać, ale żeby następnym razem szybciej rozpoznać te sygnały i świadomie na nie reagować. Jeżeli nie mamy zewnętrznej osoby, która nas zatrzyma, możemy spojrzeć na siebie z dystansu i przypomnieć sobie reakcje na krytykę z zewnątrz. Będą one bardzo podobne, jeśli nie niemal identyczne do reakcji na wewnętrzny krytyczny głos. Warto przyjrzeć, co dzieje się w ciele, w uczuciach i w przekonaniach, kiedy pojawia się krytyka z zewnątrz.

K | A: Chciałyśmy zapytać, co sądzisz o takim pomyśle: podczas współpracy zapisywać sobie pozytywne komunikaty od klientów — maile, komentarze, wiadomości z podziękowaniami czy pochwałami. To mogłoby być coś w rodzaju dziennika wdzięczności. Sama nazwa może brzmieć trochę infantylnie, ale może takie notatki pomogłyby nam przypomnieć sobie w trudnych momentach: „Hej, zrobiłyśmy to, potrafimy”. Wcześniej realizowałyśmy różne projekty. Zawsze pojawiały się jakieś przeszkody, ale przechodziłyśmy przez nie, pokonywałyśmy je, radziłyśmy sobie z wyzwaniami — czy to z kolorami, krojami, czy czymkolwiek innym. Najważniejsze, że sobie poradziłyśmy i ktoś był z tego zadowolony. Czy w takich chwilach warto się też symbolicznie „poklepać po ramieniu” i przypomnieć sobie o tym?

J: Myślę, że to naprawdę działa, zwłaszcza na początku. Warto sprawdzać po własnym doświadczeniu, czy jest to dla nas przydatne. Ja na przykład uwielbiam czytać opinie moich klientek — nie dlatego, że są „super” czy nie, tylko dlatego, że pokazują mi efekty ich pracy. Wtedy przestaje to być oceną, a staje się przypomnieniem, że to, co robię, ma sens. Oczywiście moje programy nie są perfekcyjne, można je ulepszać i mój krytyk miałby tu wiele do powiedzenia, ale takie informacje pomagają mi zachować perspektywę. Czuję, że łapię kontakt z głębszym uczuciem w sobie — nawet jeśli moja praca była niedoskonała, była wystarczająco dobra, żeby odcisnąć pozytywne piętno na czyimś życiu. Nie ma znaczenia, czy to, co robisz, jest doskonałe — ważne, że łączy Cię z tym, kim naprawdę jesteś. Gdy pojawia się w Tobie głos krytyka, potraktuj to jako sygnał, że zbliżasz się do swojej prawdziwej esencji. Krytyk uderza w miejsca, które możesz odzyskać i włączyć do swojej tożsamości — niezależnie od tego, czy jesteś artystką, projektantką, terapeutką czy po prostu człowiekiem. To znak, że dotykasz w sobie czegoś głębokiego i wartościowego. Krytykowi jest to bardzo nie na rękę, bo gdy poczujesz przepływ energii i twórczy stan, przestaniesz się nim przejmować. Skupisz się tym, co naprawdę ważne i pasjonujące w Twoim życiu i pracy, zamiast tracić czas na głos wewnętrznego krytyka.

K | A: Bardzo podoba nam się to, co powiedziałaś wcześniej, bo przenosi nas to z poziomu detali — kolorów, typografii czy innych elementów projektu — na poziom szerszego spojrzenia. Patrzymy wtedy na nasze działanie z lotu ptaka, widzimy je nie jako pojedyncze działania, ale jako ciągłość pracy, która pomaga innym coś osiągnąć. Tak jak powiedziałaś, żaden projekt nie jest idealny — ani pierwszy, ani kolejny — ale chyba nie istnieje doskonały projekt. Zawsze można pomyśleć: „mogłyśmy lepiej dobrać kolory czy typografię”, a z perspektywy lat niektóre realizacje wydają nam się wstydliwe. Na tamten moment to było najlepsze, co mogłyśmy zrobić.

Wstyd, o którym wspomniałaś na początku, faktycznie często towarzyszy wewnętrznemu krytykowi — szczególnie u samouków, które wstydzą się swojego progresu, bo był słaby. Ten wstyd potrafi trwać latami i przeradzać się w poczucie niewystarczalności, czegoś w rodzaju „syndromu samouka”. Co ciekawe, rozmawiałyśmy kiedyś z kursantką, która ukończyła ASP i ona miała dokładnie to samo poczucie — tyle że w jej głowie brzmiały głosy profesorów, którzy nigdy nie byli do końca zadowoleni, bo nie spełniła idei, którą oni mieli w głowie. W gruncie rzeczy nie ma znaczenia, z jakiego środowiska czy doświadczenia się wywodzimy — głosy krytyczne i wstyd towarzyszą wszystkim.

Wynika to w dużej mierze z systemu, w którym funkcjonujemy. Na studiach, a szczególnie artystycznych, mechanizm ten jest wyjątkowo silny. My same nie studiowałyśmy kierunków artystycznych, ale widzimy, jak wpisywanie się w cudzą wizję, praca pod dyktando i realizowanie projektów w narzuconej technice potrafi zabić kreatywność.

J: To jest po prostu anty twórcze.

K | A: Gdy trafiamy na takich ludzi na swojej drodze — wykładowców czy inne autorytety — odciskają oni ogromne piętno na naszym dalszym funkcjonowaniu w dorosłym życiu.

J: Tak jak w dzieciństwie uzewnętrzniamy głosy rodziców, tak na studiach przejmujemy głosy profesorów — naszych autorytetów. Ich krytyka nie jest już tylko komentarzem z zewnątrz, ale zaczyna być częścią naszego wewnętrznego krytyka. W praktyce to tak, jakby nasz „radio krytyk” dostawał nową częstotliwość — kolejne głosy, które potem sami w sobie odtwarzamy.

K | A: Zaczynamy często na drobnych rzeczach próbować „oszukiwać” naszego wewnętrznego krytyka. To jest prosta droga do perfekcjonizmu — jakby dziecka tego krytyka — kiedy cyzelujemy każdy detal, np. kolory, przez dziesiątki godzin. Perfekcjonizm ma jednak smutne przełożenie na codzienność — tracimy czas na rzeczy drugorzędne, zamiast patrzeć z lotu ptaka na całość naszych działań.

W każdym projekcie i tak trzeba przejść przez te drobne kroki, ale warto pamiętać, że finalnie one mają prowadzić do większego celu. Właśnie na tym celu powinnyśmy się skupić — co projekt ma osiągnąć, po co go robimy. A kwestie kolorów czy detali można zawsze na chwilę odłożyć, wrócić do ich czy dopasować je w praktyce. Nie ma sensu poświęcać 5 godzin na dopracowanie palety kolorów, skoro następnego dnia, gdy zaczniesz składać wizualizację strony głównej  czy innego elementu, możesz dojść do wniosku, że potrzebujesz innego tła, wczorajsza paleta już nie pasuje. Dopóki nie zaczniesz praktycznie używać tych elementów, decyzje projektowe i tak mogą się zmienić, dlatego lepiej uczyć się patrzeć szerzej i robić kolejne kroki niż tkwić w szczegółach.

J: W wewnętrznej rzeczywistości krytyk podsuwa komunikaty typu: „postaraj się bardziej” czy „dobierz te kolory lepiej”. W rzeczywistości nic to nie oznacza — on po prostu szuka pretekstu, by się przyczepić. My jednak zaczynamy reagować i dobierać te kolory, licząc, że będzie lepiej, ale nie jest. To właśnie napędza perfekcjonizm, czyli nadmierne staranie się pod wpływem kolejnych oczekiwań i wymagań, które narzuca nam ten krytyczny głos.

Jak oswoić krytyka i działać mimo niego?

K | A: Istnieje metoda pracy z krytykiem wewnętrznym polegająca na tym, że w momencie, gdy zauważymy pojawiającą się myśl, zatrzymujemy ją jak w Stopklatce i wyobrażamy sobie, że ten głos przyjmuje formę jakiejś postaci siedzącej nam na ramieniu. Możemy dokładnie zobaczyć, jak wygląda — na przykład jak czarny kruk, który dziobem nieustannie kracze. Ważne jest, by wchodzić z nim w dialog, odpowiadać: „Idź sobie, nie  znasz się, nie podpowiadaj, przeszkadzasz mi”. Możemy także wyobrazić sobie, że ta postać z czasem się zmniejsza i ostatecznie znika. Takie wizualizacje bywają pomocne. Techniki są różne, więc warto eksperymentować i sprawdzić, co działa u konkretnej osoby.

J: W analizie transakcyjnej stosuje się technikę, w której krytyk wewnętrzny postrzegany jest jako echo głosów nadmiernie wymagających rodziców, stawiających dziecku zbyt wysokie oczekiwania. Po drugiej stronie pojawia się wówczas „roszczeniowe dziecko”. Można więc wyobrazić sobie krytyka właśnie w tej roli — jako roszczeniowego, złoszczącego się malucha, który tupie nogą i czegoś się domaga. Taka perspektywa ułatwia uruchomienie wewnętrznej siły i postawienie granic, zamiast ulegania poczuciu bezradności. Oczywiście nikt nie rozpieszcza roszczeniowego dziecka, które domaga się niemożliwego. Zwykle stawia mu się granice stanowczo i konsekwentnie. Innym narzędziem, podobnym do wspomnianej wizualizacji, może być nadanie krytykowi określonej formy — np. płci, stroju czy charakterystycznych cech. Gdy ja pracowałam z własnym krytykiem, przybrał on postać małego polityka, przekonanego o swojej omnipotencji i wyjątkowej mądrości. Wyobrażenie go w takiej roli ułatwiało mi z nim dialogi. Można też zadać sobie pytanie, jak brzmiałby jego głos, a następnie zauważyć własne reakcje. Często pojawia się wrażenie, że choć jesteśmy dorośli, w środku czujemy się znów jak małe dzieci — bezradne wobec krytycznego nauczyciela czy rodzica. W takich chwilach trudno skutecznie się bronić, bo natychmiast wracamy do poczucia słabości i bezsilności. Warto wyobrazić sobie tę scenę z dystansu — jakbyśmy byli obserwatorami w kawiarni, widząc dwie postaci: krytyczną nauczycielkę i przestraszoną dziewczynę. Z tej perspektywy możemy zapytać samych siebie: jakie mamy reakcje wobec krytyka? Jakie wobec osoby krytykowanej? Co chcemy powiedzieć albo zrobić, by wprowadzić zmianę w tej relacji?

Nie walczę z krytykiem, bo i tak nie mam szans. Zamiast tego stara, się wyjść poza tę dynamikę i obserwować sytuację z dystansu, jako ktoś niezaangażowany, kto widzi, co się dzieje. To doświadczenie bywa trudne dla osoby krytykowanie, ale mamy naturalnych odruch, żeby ją wspierać, stanąć po jej stronie i zareagować — tak jak wy, gdy wyobraziłyście sobie, że ktoś wchodzi do studia i komentuje kolory na monitorze. Warto wyobrazić sobie tę scenę z dystansu, bo to pozwala uwolnić się od typowej dynamiki, w której krytyka działa zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Dzięki temu nie jesteśmy bezradni wobec głosu krytyka, lecz znajdujemy w sobie przestrzeń do świadomej reakcji.

K | A: Przestajemy być bezpośrednio zaangażowanym uczestnikiem sytuacji, a zaczynamy obserwować ją z zewnątrz — wychodzimy poza naszą bańkę, jesteśmy w stanie ocenić, zauważyć i świadomie zareagować.

J: Z tej perspektywy można skutecznie obronić się przed krytykiem i odzyskać jego uwagę dla siebie.

K | A: Właśnie. Naturalną reakcją większości osób byłoby w tym momencie obronienie osoby krytykowanej i „dogadanie” krytykowi.

Perfekcjonizm i inne oblicza wewnętrznego krytyka

Mówiłyśmy o perfekcjonizmie powiązanym z wewnętrznym krytykiem. Teraz mówimy o sposobach pracy z krytykiem — czy zajęcie się nim sprawi, że perfekcjonizm trochę ustąpi? Czy to cecha częściowo niezależna, skoro mamy naturalną tendencję do bycia perfekcjonistkami? Czy z perfekcjonizmem można  w ogóle „walczyć”? A może po prostu nauczyć się z nim żyć? Gdzie szukać sposobów, czym się zająć, żeby pozytywnie wpłynąć na perfekcjonizm?

J: Można żyć z perfekcjonizmem, ale to rodzi pytanie, czym jest takie życie. Perfekcjonizm stanowi element osobowości, kształtowany w kluczowych relacjach w dzieciństwie. To nie znaczy, że nie można nad tym pracować — wręcz warto. Natomiast częstym źródłem perfekcjonizmu są relacje z rodzicami, którzy kochali „warunkowo”, stale podnosili poprzeczkę i stawiali wobec dziecka nierealistyczne wymagania. W takich relacjach dziecko odczuwało, że nigdy nie jest wystarczające, zawsze jest „za mało”, niezależnie od tego, co się osiągnie. To buduje w nas trwały element osobowości — sposób postrzegania siebie, myślenia o sobie i samooceny, często połączony z lękiem, że jeśli nie spełnimy oczekiwań, rodzice nas odrzucą. To uderza w fundament poczucia własnej wartości. Wiele osób uważa, że wartość zależy od osiągnięć — że dopiero dzięki nim stajemy się wartościowymi ludźmi. Tymczasem dzieci mają naturalne poczucie własnej wartości — dopóki nie zostanie ono zaburzone przez otoczenie czy doświadczenia, istnieje samoistnie. Poczucie wartości wypływa z faktu, że istniejemy i to wystarcza. W perfekcjonizmie tracimy kontakt z rdzeniem i reszta — osiągnięcia, wyniki- są jedynie dodatkiem. Jeśli coś się uda, jest dobrze — jeśli nie — nie wpływa to na podstawową wartość tego, że po prostu jesteśmy.

Problem z perfekcjonizmem polega na tym, że proste afirmacje czy „zaklinanie rzeczywistości” nie wystarczą. Często potrzebna jest głębsza praca terapeutyczna — analiza historii osobistej, trudnych relacji z rodzicem lub obojgiem rodziców czy przekroczeń wobec dziecka. Perfekcjonizm jest w istocie eskalacją naszego krytycyzmu: „postaraj się jeszcze bardziej”. Jeśli damy się wciągnąć w tę pułapkę i zaczniemy grać według zasad krytyka, nigdy nie czujemy się wystarczająco. Warto zapytać: „Czy to, co zrobiłam, spełnia swoją funkcję?”. Nawet jeśli nie jest doskonałe, ale wypełnia zamierzony cel — to wystarcza. To podejście pozwala wyjść z pułapki perfekcjonizmu i spojrzeć na sprawy szerzej. Na przykład, jak Ania zauważyła, nie warto spędzać nad detalami 20 godzin, skoro ostateczny efekt i tak wynika z czegoś innego. Perfekcjonizm podkręca presję i każe starać się jeszcze bardziej, dlatego świadomie warto mniej. Nie chodzi o słabą jakość, lecz o świadomość tego, co robimy. Ważne, aby działania spełniały określoną funkcję, a nie stawały się dziełem skończonym w każdym detalu.

K | A: Warto też zwrócić uwagę na trudność, którą często obserwujemy u początkujących projektantek i graficzek — brak wystarczających informacji od klienta na temat celu projektu. Często działamy przy ograniczonych danych i nie wiemy dokładnie, co projekt ma osiągnąć ani jaki jest jego ogólny zamysł. To może prowadzić do pętli, w której wciąż dopieszczamy projekt, czując, że wciąż czegoś nam brakuje, bo nie wiemy, czy zrealizowałyśmy zamysł klienta.

W pierwszej chwili łatwo obwiniać siebie i myśleć, że coś robimy źle. Problem jednak leży gdzie indziej — w braku danych od klienta, więc nauka odpowiedniego zadawania pytań jest kluczowa. Trzeba wiedzieć, jakie pytania zadać, jak wyciągnąć potrzebne informacje. Dzięki temu projekt może być rzeczywiście dopasowany do potrzeb klienta i spełniać założenia, zarówno te określone przez klienta, jak i nasze własne.

J: Właśnie — to poczucie braku czegoś często prowadzi do „rzeźbienia na siłę”, poprawianie elementów w nadziei, że całość się złoży. Problemem może być brak jasnej ramy komunikacji z klientem i wspólnego ustalenia celu, czyli tego, czemu projekt ma służyć. Osobiście podziwiam u Was — jako u projektantek — że w pracy z klientami doskonale rodzicie sobie z komunikacją i identyfikacją potrzeb, budując wspólny kierunek — to naprawdę imponujące.

K | A: Bardzo dziękujemy. To zdecydowanie warto zapisać w naszym dzienniczku wdzięczności. Wracając jeszcze do tematu wewnętrznego krytyka — często słychać, że w naszej branży syndrom oszusta i wewnętrznego krytyka są wrzucane do jednego worka — niektórzy uważają, że to dokładnie to samo. Czy mogłybyśmy wyjaśnić, kiedy w ogóle doświadczamy syndromu oszusta i jakie ma on powiązania z wewnętrznym krytykiem? Czy są to różne zjawiska i czy mamy narzędzia, które pozwalają je zaobserwować lub zdiagnozować?

J: Myślę, że osoby doświadczające syndromu oszusta intuicyjnie rozpoznają jego przejawy u siebie. Można jednak powiedzieć, że syndrom oszusta i wewnętrzny krytyk to dwie części tego samego systemu krytycyzmu wewnętrznego. W jego skład wchodzą różne „figury” czy „postaci” – wewnętrzny krytyk, wewnętrzny oszust i inne elementy, które wspólnie tworzą całość. Dla mnie te dwie figury można porównać do bliźniaków chodzących pod rękę: wewnętrzny krytyk powstrzymuje nas przed działaniem i „dokopuje”, zanim cokolwiek stworzymy, natomiast wewnętrzny oszust pojawia się, gdy już wykonamy, podważając efekty w innym całego procesu.

K | A: Wewnętrzny świat zawiera wiele warstw i punktów zaczepienia. Wychodzi na to, że od samego do końca życia nie jest łatwo — na każdym etapie pojawiają się trudności i wyzwania.

Twórz w zgodzie ze sobą, czyli jak odzyskać swobodę w pracy

J: W pewnym sensie tak. Rozwiązaniem jest wychodzenie poza te dynamiki i odnalezienie w sobie miejsca, z którego płynie twórcze flow — poza krytykiem i wewnętrznym oszustem. To czysty, kreatywny strumień, z którego rodzą się różne pomysły. Możemy je testować, przesuwać, dopasowywać — nie chodzi o perfekcję, lecz o funkcjonalność i poczucie dopełnienia. W tym miejscu już nie ingeruje, natomiast wewnętrzny oszust często „doczepia się” dopiero po zakończonej pracy. Moje doświadczenie jest takie, że krytyk powstrzymuje nas, zanim w ogóle zaczniemy działać. Kiedy jednak przebrniemy przez tę fazę i uda nam się coś stworzyć, często pojawia się przykra niespodzianka: wewnętrzny oszust podważa efekt, sugerując, że wszystko jest fałszywe i że tak naprawdę nie potrafimy tego zrobić.

K | A: Czasami pojawia się taka myśl związana z obecnym natłokiem obowiązków — projektami z klientami, własnymi projektami wewnętrznymi oraz nagrywaniem podcastu — i trzeba do tego przysiąść i działać, ale przychodzi refleksja: uczymy w kursach, że można prowadzić zrównoważone, dochodowe studio graficzne bez nadmiernej pracy, a sami spędzamy tu ósmą godzinę przy pracy. Nikt by w to nie uwierzył. Jednak wyrwanie się z tej sytuacji i spojrzenie z dystansu pokazuje, że to zaledwie tydzień w roku — tydzień, czyli statystycznie stanowi to niewielki procent codziennej aktywności biznesowej. W takich momentach pojawia się poczucie, że coś jest źle — sytuacja nie do końca wpisuje się w zasady, które promujemy. Jednak większość naszej pracy, około 98%, odbywa się zgodnie z tym, czego uczymy, więc nie warto nadmiernie się obciążać. Wystarczy drobna sytuacja, żeby poczuć przytłoczenie — obowiązki się spiętrzają i wszystko wydaje się ogromne, co natychmiast wywołuje poczucie overloadu. To przypomina efekt ciągłych negatywnych komentarzy: nawet jeśli doceniamy dobre rzeczy, to właśnie negatywne komunikaty zapisują się w naszej głowie jako coś cięższego i kumulują się w czasie.

Na co dzień sytuacja może wyglądać w porządku, ale syndrom oszusta może ujawnić się w momentach trudnych — nie tych zawodowych, ale też osobistych czy rodzinnych. Wtedy potrzeba wsparcia jako osoby, a nie tylko jako profesjonalistki, może zostać przytłumiona, a poczucie przeciążenia szybko się pojawia.

J: Myślę, że w takich momentach naprawdę pomocne jest oderwanie się od siebie. Łatwo zapominamy, że nasze życie zawodowe — czy to biznes, czy praca na etacie — zawsze toczy się w określonym kontekście: rodzinnym, zdrowotnym, szkolnym. Wrzesień to dobry przykład — dzieci wracają do szkoły, dzieje się tak dużo, intensywnie i tak szybko, że czasem trudno nie utonąć. Trzeba spojrzeć na siebie w szerszym kontekście — może rodzic choruje, może dziecko piąty raz w tym miesiącu ma infekcję, może zwyczajnie brakuje snu, bo ciągle się o kogoś martwimy. Te sytuacje wymagają innego działania, bo nie jesteśmy robotami i to jest niemożliwe. Bądźmy dla siebie po ludźmi — ze współczuciem i zrozumieniem. Spójrzmy na siebie w kontekście całego życia, bo praca nie jest i nie powinna być naszym całym życiem. Ona jest tylko częścią większej całości — naszej historii, naszych relacji, tej większej podróży, jaką jest życie. Wrzesień, dzieci różne wydarzenia — czasem to wszystko stawia pracę zawodową na głowie i nie dlatego, że z nami jest coś nie tak, ale dlatego, że działają na nas czynniki zewnętrzne, większe od nas samych.

Czasem pojawia się poczucie, że coś przejmuje nad nami kontrolę — jakby wewnętrzny ciężar zaczynał nami zarządzać i odbierał poczucie sprawczości. W psychoterapii mówi się o wpadaniu w kompleksy, które dotyczą każdego z nas. Wtedy łatwo pojawia się panika, chęć ucieczki albo przeciwnie — presja, by jeszcze mocniej przycisnąć z pracą. Tymczasem najlepszym sposobem jest zwolnienie i nabranie dystansu. To pozwala odzyskać przytomność, świadomość sytuacji i kontakt ze sobą. Zwolnienie staje się wtedy sposobem na to, by nie pozwolić, żeby trudne emocje przejęły nad nami kontrolę.

K | A: Czasem czuć, że w środku to napięcie narasta, stopniowo zajmując coraz więcej przestrzeni. W takich chwilach warto przypomnieć sobie, że to nie jest sytuacja nagła ani wymagająca natychmiastowej reakcji — to nie jest żadne emergency.

J: Możemy poczuć, że to wewnętrzne napięcie osiąga poziom krytyczny — że to wręcz emergency. Wtedy pojawia się poczucie, że na chwilę nie jesteśmy sobą: nachodzą natrętne myśli, ogarnia nas przygnębienie, coś „gotuje się” w środku. Jeśli tego nie zatrzymamy, łatwo o dalsze pogorszenie stanu. Najprostsze i najskuteczniejsze jest przeniesienie świadomości tam, gdzie się to dzieje: nazwać, co się pojawia — fizyczne objawy, myśli, emocje — i zrobić to jasno, bez komplikowania. Dzięki temu pozostajemy w kontakcie ze sobą, odzyskać równowagę i nie pozwolić, żeby odpłynąć w stany, z których wrócić może być trudno przez dłuższy czas.

K | A: To są trudne tematy do swobodnej rozmowy. Liczba słów, które padły podczas naszej dyskusji, pokazuje, jak trudno znaleźć odpowiedni zasób słownictwa pozwalający przejść przez te zagadnienia. Trzeba nauczyć się posługiwać językiem, który pomaga panować nad wewnętrznym światem — często brakuje nam określeń, by to właściwie nazwać. Jakie są sygnały wskazujące na potrzebę skorzystania z pomocy specjalisty? Myślimy, że słuchają nas osoby, u których działa wewnętrzny krytyk, a niektóre mogą być sparaliżowane codziennymi trudnościami. Kiedy zatem warto zwrócić się po pomoc, zamiast próbować rozwiązywać wszystko samodzielnie? Bo jest różnica między epizodycznymi trudnościami, które jedynie przeszkadzają, a sytuacją, gdy wewnętrzne głosy całkowicie paraliżują zachowania — uniemożliwiają prace i normalne funkcjonowanie.

J: To właśnie jest sygnał ostrzegawczy. Paraliż wewnętrzny to wyraźne „czerwone światło”, które może prowadzić do wypalenia, a następnie do stanów depresyjnych. Wówczas pojawia się poczucie niemocy — brak energii życiowej, nie tylko emocjonalnej czy twórczej, ale podstawowej, potrzebnej do wykonywania codziennych obowiązków: wstania z łóżka, przygotowania posiłku, zadbania o siebie. Bardzo istotne jest, by nie dopuścić do takiego momentu. Zdarza się, że trudność ma charakter sytuacyjny i wtedy może stać się okazją do rozwoju — nie wpływa znacząco na pracę i ostatecznie udaje się funkcjonować. Jednak jeśli dochodzi do unikania spotkań z klientami ze strachu przed kolejnymi zleceniami, a w konsekwencji do rezygnacji z zarobków, to już wyraźny sygnał alarmowy. Podobnie, gdy wykonanie projektu zajmuje wielokrotnie więcej czasu, niż byłoby to realnie możliwe. Jeśli pojawia się poczucie niemocy, niechęci, utrata sensu działań, to również sygnał. Kolejnym jest sytuacja, gdy mimo realizacji zaplanowanych obowiązków, pozostaje wewnętrzne napięcie, które wyładowuje się w relacjach z najbliższymi — w postaci złości, rozdrażnienia, wybuchów gniewu. To także wskazuje, że przekraczamy granicę zwykłego funkcjonowania i zaczynamy żyć w trybie przetrwania.

Warto pamiętać, że to są takie sytuacje, w których należy zwrócić się o pomoc. Psychoterapia nie zawsze oznacza leczenie trudności — bywa również przestrzenią rozwoju. Można z niej korzystać, by lepiej poznać swój potencjał, odkryć niewykorzystane zasoby, udoskonalić siebie zarówno jako osobę, jak i w roli zawodowej. To proces, który może wzbogacić życie, zanim pojawi się „awaria”.

K | A: Właśnie. Terapie nie jest potrzebna wyłącznie, gdy coś się dzieje niepokojącego, ale równie dobrze można z niej korzystać z ciekawości — by odkrywać, jakie zasoby i siły w nas drzemią, co jeszcze możemy w sobie rozwinąć. To pozwala lepiej radzić sobie nie tylko z obowiązkami zawodowymi, ale także z codziennym życiem prywatnym i rodzinnym. Na początku wspominałyśmy o oczekiwaniach kulturowych wobec kobiet i o tym, jak wiele ról muszą one wypełniać. Na co dzień „żonglujemy” wieloma zadaniami, a terapia może pomóc w pełniejszym realizowaniu własnego potencjału i spełnianiu się w tych rolach.

J: Zgadzam się całkowicie. Myślę, że to, o czym powiedziała Ania, pokazuje, że życie samo w sobie może stać się bardziej twórczym doświadczeniem. Nie chodzi tu o wielkie sukcesy czy spektakularne osiągnięcia, ale o poczucie pełni i sensu. Życie nabiera innego smaku — czujemy, że naprawdę w nim uczestniczymy, że ono w nas pulsuje. To daje radość, która nie wynika z posiadania milionów czy życia na Malediwach, ale z tego, że jesteśmy obecne w codzienności. Właśnie to można nazwać twórczym „flow”.

K | A: Jeżeli odczuwa się spełnienie, to wtedy to uczucie jest równie realne jak życie na Malediwach — nawet bez materialnych luksusów. Gdy wszystko działa, realizujesz się zawodowo i panuje porządek w życiu prywatnym, odczuwasz wewnętrzną pełnię porównywalną z życiem w raju. Kto by tego nie chciał?

J: Wydaje mi się, że wszyscy instynktownie dążymy do tego miejsca — stanu, w którym możemy być sobą w pełni. To przestrzeń swobody, wolna od wewnętrznego krytyka czy głosu podważającego nasze działania. W takim połączeniu z samym sobą krytyk nie ma racji bytu, bo zamiast niego pojawia się przepływ — twórczy „flow”. To właśnie tam odkrywamy swoje potencjały, uśpione możliwości, które mogą się rozwijać i wzbogacać nasze życie.

K | A: Tego dobrostanu życzymy wszystkim naszym słuchaczkom — aby mogły poczuć się tak, jakby mieszkały, na Malediwach. Asiu, chciałybyśmy Cię jeszcze poprosić, abyś powiedziała, gdzie można Cię znaleźć: gdzie można poczytać więcej o Twojej pracy albo dołączyć do programów rozwojowych dla kobiet, które prowadzisz. Zajmujesz się nie tylko tematem wewnętrznego krytyka czy syndromu oszusta — bo wspominałaś, że nasz wewnętrzny świat składa się z wielu takich „figur”. Jeżeli więc któraś z naszych słuchaczek chciałaby pogłębić te zagadnienia, dokąd powinna się zwrócić?

J: Zapraszam wszystkie osoby, które chcą odkrywać swój potencjał i odnajdywać własne „wewnętrzne Malediwy”, na moją stronę drogakobiety.pl. Znajdziecie tam wiele wskazówek i drogowskazów, które mogą pomoc w dalszej podróży — w kierunku życia twórczego i zgodnego z samą sobą.

K | A: Asia jest także obecna na Instagramie — profil drogakobiety. Zachęcamy do obserwowania, ponieważ wkrótce pojawią się nowości jesienne. Asia potrafi działać mimo wewnętrznego krytyka — nawet jeśli ten chwilowo powstrzymują ją w działaniu, umie go odrzucić i ruszyć dalej.

J: Myślę, że właśnie na tym polega ta różnica, której wszyscy stopniowo doświadczamy w pracy z wewnętrznym krytykiem. Wcale nie jesteśmy od niego wolne, tylko zdobywamy coraz więcej narzędzi pozwalających radzić sobie z nimi w chwili, gdy się pojawia. Z czasem staje się to coraz łatwiejsze i bardziej naturalne — potrafimy spotkać się z tym głosem, a następnie świadomie go odsunąć.

K | A: Trening czyni mistrza — to bardzo optymistyczna myśl na zakończenie naszego spotkania. Dziękujemy Ci, Asiu, serdecznie za podzielenie się swoją wiedzą i doświadczeniem. Mamy nadzieję, że każda ze słuchaczek znajdzie w naszej rozmowie coś dla siebie i zastanowi się, jak dotrzeć do własnego wnętrza.

Piękne dzięki. Pozdrawiamy wszystkie słuchaczki i do usłyszenia w kolejnym odcinku.

J: Dzięki. Cześć!

O podcaście „Dochodowe Studio Graficzne”

W każdym odcinku podcastu czekają na Ciebie wskazówki, jak działać w zrównoważony sposób w biznesie kreatywnym, by czerpać ze swojej pracy maksimum satysfakcji, omijać pułapki w komunikacji z klientami i nie dać się złapać wypaleniu zawodowemu.

Bo jesteśmy przekonane, że zasługujesz na biznes, który daje Ci siłę, byś mogła robić to, co kochasz najbardziej, na markę, która przyciąga wymarzonych klientów i na współprace, które przynoszą Ci autentyczną radość i głębokie poczucie spełnienia.

Oficjalna strona podcastu dla graficzek i web designerek

Oceń nasz podcast na Spotify, Apple Podcasts

wewnętrzny krytyk w pracy graficzki
identyfikacja wizualna co to paleta kolorów

Jesteśmy bardzo ciekawe Twoich wrażeń po wysłuchaniu tego odcinka.

Daj nam koniecznie znać, jak Ci się słuchało i w jakiej czynności Ci tym razem towarzyszyłyśmy. Zostaw także ocenę na platformie, na której nas słuchasz, ok? To dla nas bardzo ważne. Jeśli chcesz, abyśmy poruszyły konkretny temat, zgłoś swoją propozycję na stronie podcastu. 

Cheers! Karla i Ania

zabierz się do pracy

pobierz materiały

szkolenie z wyceny dla graficzek
Bezpłatne SZKOLENIE
Obejrzyj szkolenie i dołącz do listy biznesowej dla graficzek i webdesignerek, gdzie uczymy, jak prowadzić dochodowe studio graficzne.

Hello, Girl!

Jesteśmy Karla i Ania, czyli kreatywne duo graficzek i strategów komunikacji.

Od ponad 10 lat wspieramy kobiece biznesy i świadczymy szyte na miarę usługi projektowe. Oferujemy branding, projektujemy grafiki i strony www dla charyzmatycznych, dziewczyńskich biznesów. Wspieranie innych graficzek, naszych sióstr po fachu, to nasze oczko w głowie. Zobacz, co jeszcze możemy Ci zaoferować.

Posłuchaj podcastu dla graficzek podcast dla grafików

Kurs "Dochodowe Studio Graficzne"dochodowe studio graficzne kurs

Zobacz produkty dla graficzek produkty dla graficzek