Czy praca grafika komputerowego ma tylko jedno imię? – podcast #2.02 z Aleksandrą Tulibacką
posłuchaj odcinka NOWEGO SEZONU #2.02
Praca grafika komputerowego – czy ma jedno imię? Rozmowa z Aleksandrą Tulibacką z Grafmag
O czym mówimy w tym odcinku
Witamy Cię w drugim odcinku drugiego sezonu podcastu Dochodowe Studio Graficzne! W drugim sezonie naszej audycji zaglądamy za kulisy pracy w branży graficznej razem z naszymi gośćmi – rozmawiamy o projektowaniu, prowadzeniu biznesu i realiach codziennej pracy kreatywnej.
Praca grafika komputerowego – jak zarządzać kilkoma różnymi projektami jednocześnie? Skąd wziął się pomysł na prowadzenie najbardziej popularnego magazynu dla grafików w Polsce? Jak wyglądały pierwsze kroki przy organizacji konferencji GrafConf? Jak wygląda życie na co dzień z tyloma projektami na głowie i… czy da się przy tym wszystkim jeszcze wyrobić na ciepłą kawę?
O tym rozmawiamy w dzisiejszym odcinku z Aleksandrą Tulibacką, graficzką, założycielką oh!studio i magazynu Grafmag, która razem z mężem organizuje konferencję GrafConf.
W ODCINKU WSPOMINAMY:
- oh!studio
- Magazyn Grafmag dla projektantów, grafików i twórców stron
- Grafconf, czyli konferencja dla grafików w Toruniu.
Do usłyszenia i zobaczenia w kolejnym odcinku!
wolisz oglądać?
Zobacz nagranie odcinka na YouTube
Kluczowe momenty tego odcinka
00:00 – wprowadzenie
03:45 – kulisy prowadzenia studia graficznego z… mężem
08:15 – dlaczego grafik nigdy nie może ograniczyć się do jednego zadania?
13:20 – jak powstał magazyn grafmag
21:40 – czy era blogowania naprawdę się kończy?
27:15 – jak narodził się Grafconf, czyli największa konferencja dla grafików w Polsce?
32:20 – historia pierwszej konferencji GrafConf – chaos, który wszyscy wzięli za zaplanowaną choreografię
38:39 – od chaosu do perfekcji – jak z każdą edycją budować lepsze wydarzenie
44:45 – sekrety skutecznej dywersyfikacji – jak znaleźć swój niepowtarzalny kierunek
wolisz czytać?
Zobacz pełen transkrypt odcinka
Wprowadzenie: Praca grafika komputerowego i jej różne twarze
K | A: Witamy Was w kolejnym odcinku podcastu Dochodowe Studio Graficzne. Z tej strony Karla i Ania. Dzisiaj jest z nami Aleksandra Tulibacka.
Aleksandra jest graficzką, redaktorką, organizatorką – można powiedzieć, że jest duszą branży. Chyba najbardziej znana jest z tego, że stworzyła magazyn Grafmag. To portal branżowy z artykułami, które wiele z nas czytało jeszcze zanim w ogóle zaczęłyśmy myśleć o pracy w zawodzie graficzki. Aleksandra jest także współorganizatorką konferencji GrafConf, właścicielką OH! Studio i aktywnie pracującą graficzką.
Porozmawiamy z nią dzisiaj o tym, jak to wszystko się zaczęło, jak powstał Grafmag, jak doszło do pierwszej organizacji konferencji graficznej i jak funkcjonować, mając na głowie tyle projektów. Olu, powiedz – czy w tym całym zamieszaniu da się jeszcze przysiąść na chwilę i wypić kawę, póki jest jeszcze ciepła?
A: Myślę, że się da. Musi się dać, bo inaczej nie byłoby sensu tego wszystkiego robić. Trzeba w głowie zawsze znaleźć czas na tę przysłowiową kawę, żeby to wszystko miało sens, a nie tylko gonić za kolejnymi projektami. Także, da się – całe szczęście.
K | A: Masz więc wypracowany jakiś balans? Poruszasz się płynnie na co dzień między tymi wszystkimi gałęziami działalności, tak?
A: Tak. Chociaż nie wiem, czy to jest balans w takim klasycznym ujęciu – takim, które większość osób uznałaby za preferowane, wygodne, optymalne. Natomiast dla mnie to jest wystarczająca ilość czasu i przestrzeni dla siebie, dla rodziny, żeby to wszystko miało sens i dawało mi satysfakcję.
K | A: Dobrze widzieć, że tak się da. Ale też super, że Twoja własna ścieżka od początku się tu pojawia i Twoje własne wyobrażenia o biznesie mają bardzo dużo do powiedzenia. Może na początek powiedz, jak wygląda Twoja – być może podstawowa – działalność, czyli projektowanie w studiu graficznym OH! Studio?
A: Tak, studio graficzne myślę, że jest taką podstawą – na pewno całoroczną podstawą, która jest ważna pod kątem zapewnienia ciągłości dochodu, ciągłości pracy. Myślę też, że jest istotne dlatego, że pozwala mi zachować kontakt z branżą. Dzięki temu cała reszta rzeczy, które robię, nie jest oderwana z perspektywy organizatorki, tylko faktycznie wynika z moich własnych potrzeb. A także z tego, co widzę jako właścicielka i współwłaścicielka, bo prowadzimy studio razem z mężem. To jednak małe, dwuosobowe studio, a nie duża korporacja pracująca z nie wiadomo jakimi klientami. Jeśli chodzi o techniczno-organizacyjne aspekty, to tak jak wspomniałam, studio prowadzę z mężem. Ja zajmuję się projektowaniem – stronami internetowymi, brandingiem, a ostatnio również strategią. Mąż z kolei wszystko to wdraża, koduje, bo jest programistą, więc udało nam się to połączyć. Myślę też, że to właśnie studio jest jednym z tych dużych elementów, które pozwala zachować balans. Bo wspólne, rodzinne życie jest nierozerwalnie powiązane z prowadzeniem działalności. To nie jest tak, że kiedy jestem bardzo zanurzona w pracy, to nie ma mnie w rodzinie. Praca jest rodziną, rodzina jest pracą i wszystko się łączy.
K | A: Aha, czyli tak to sobie ogarnęłaś, haha! Ale z drugiej strony może być tak, że ta praca wchodzi na popołudnie i wieczory, prawda?
A: Oczywiście, że wchodzi. Mamy jeszcze dziecko, więc ono wprowadza do tego miksu taką część, gdzie czasem po prostu nie da się pracować – bo dziecko wraca z przedszkola i wtedy musi być przerwa w pracy. Staramy się też nie trzymać je w przedszkolu do późnych wieczorów, więc odbieramy je w granicach naszych akceptowalnych norm. Z racji tego siadam wieczorem do komputera, do pracy, więc śmieję się, że pracuję na dwie zmiany – poranną i wieczorną. Ale w sumie to mi to odpowiada. Lubię pracować. Mogłabym usiąść na kanapie i odpoczywać wieczorami, ale naprawdę lubię to, co robię. Dzięki temu, że łączę Grafmag, projektowanie i organizację konferencji, nie mam poczucia, że pracuję tylko dla klientów. Tworzę też rzeczy z pasji, z ciekawości.
Przeplatanie różnych aspektów i dywersyfikacja w pracy grafika komputerowego
K | A: Bardzo ważne jest to, że przeplatasz te różne aspekty. To nie jest tak, że rano i wieczorem robisz dokładnie te same zadania, tylko masz możliwość przeskakiwania z jednego tematu na drugi. To sprawia, że nie czujesz się cały czas zapracowana w jednym obszarze. Dusza kreatywna kocha dywersyfikację. Bez tego byśmy zginęli, a bardzo łatwo dojść do wypalenia zawodowego, kiedy robi się dzień w dzień to samo.
A: Myślę, że szczególnie dla nas, kiedy zajmujemy się projektowaniem, bardzo frustrujące może być to, że wiecznie robimy coś dla kogoś. Mam tu na myśli klientów. Wiadomo, że zawsze staramy się, żeby klient dostał to, co powinien w super jakości. Jednak kiedy dochodzi do tego opór ze strony klienta, że nie robimy tych rzeczy, które sami byśmy chcieli, to bez projektów pobocznych można szybko wpaść w poczucie: Co ja właściwie robię? Ani się z tego nie cieszę, ani to nie jest dla mnie, ani nie wiem, w którą stronę idę. I właśnie dlatego tak ważne jest, żeby mieć swoje rzeczy – takie, które pozwalają nam zachować kontakt z tą kreatywną stroną naszej pracy.
K | A: To prawda, choć od razu przychodzi na myśl, że kiedy już naprawdę trzeba zrobić coś dla siebie – na przykład zaprojektować własne materiały promocyjne – to już same nie wiemy, co wolimy robić. „Szewc bez butów chodzi” to absolutnie sprawdzająca się maksyma w naszej branży, a u nas na pewno. Jakaś gradacja musi nastąpić.
A: Ja na przykład, łącząc te wszystkie rzeczy, mam portfolio z 2016 roku, które zrobiłam jako zaślepkę w czasie, gdy dostawałam dotację z Unii Europejskiej albo z Urzędu Pracy tylko po to, żeby ona szybko stanęła. Miała być później rozwijana, ale nigdy nie była. Już z osiem razy miała być zmieniona i do dziś tego nie skończyłam.
K | A: Ale aktualizujmy portfolio!
A: To jest najważniejsze. Wszędzie to mówimy.
K | A: To jest ważna sprawa. Oficjalny komunikat musi być jednolity — bo rzeczywiście trzeba to w końcu ogarnąć. Może nasza rozmowa trochę cię zmobilizuje, żeby dopisać to zadanie do listy.
A: Już się robi – jest w połowie zrobione.
K | A: To dobrze! Ale właśnie, a propos tego portfolio i działania dla siebie samej – czy to jest tak, że samodzielnie opracowujesz też materiały dla Grafmaga, dla konferencji? Wszystko wychodzi spod twojej ręki, czy masz tu jakieś wsparcie, jakiś zespół?
A: Tak, 95% rzeczy idzie spod mojej ręki. To, co wdrożyliśmy chyba od trzeciej edycji GrafConf, to zapraszanie ilustratora, który pomaga nam stworzyć taki ilustracyjny visual do wydarzenia. Oprócz tego, w zeszłym roku mieliśmy wielki start nowej identyfikacji, którą zaprojektował nam Patryk Hardziej. Myślę, że to była super okazja, żeby zobaczyć, jak pracują osoby, do których aspirujemy, które cenimy jako projektantów. Dla mnie to było naprawdę ekscytujące i ciekawe móc podejrzeć, jak pracuje Patryk. Także w tym zakresie – jest wsparcie. Natomiast jeśli chodzi o bieżące rzeczy, o tę całą mrówczą pracę to już jest niestety – albo stety – moja robota.
Geneza magazynu Grafmag
K | A: Albo stety, bo w końcu można powiedzieć, że to Twoje dziecko. Jak to się właściwie stało, że wpadłaś na pomysł: Okej, zacznę pisać portal branżowy? Jak przeglądałyśmy Grafmag jeszcze przed naszym spotkaniem, to zauważyłyśmy, że byłaś tam pierwszą i właściwie główną autorką. Nie widziałyśmy wielu innych nazwisk, więc można powiedzieć, że to dziecko nosisz samodzielnie w chuście już kolejny rok. Jak to się zaczęło? Co sprawiło, że zdecydowałaś się je „urodzić”?
A: Jak to z dziećmi bywa – to był przypadek. Przed Grafmagiem prowadziliśmy jeszcze forum graficzne. To były wielkie czasy forów graficznych. Tam starałam się pisać treści informacyjne. A że to był jeszcze czas rozwoju blogów, jeden z kolegów na forum zasugerował, że może zrobimy po prostu bloga. Jak to zwykle bywa w moim życiu, gdy ktoś wymyśla coś, to ja potem to realizuję do końca. Tak właśnie było w tym przypadku. On wpadł na pomysł, a jeśli spojrzycie na początki Grafmaga z 2012 roku, to faktycznie pojawia się tam sporo autorów. W pierwszych dwóch miesiącach pisali różni ludzie, ale później – jak to bywa z pisaniem i rzeczami, które nie przynoszą natychmiastowych efektów – ludzie szybko się nudzą. Więc to ja z tym zostałam i piszę do dziś.
K | A: Czyli konsekwentnie tworzyłaś nowe treści i długofalowo zaczęło to przynosić efekty. Pamiętamy początki naszej firmy, czyli około 10 lat temu, kiedy Grafmag już funkcjonował jako portal. To był chyba czas, kiedy pojawiły się takie zestawienia fontów, które często obczajałyśmy. Kochałyśmy te zestawienia i korzystałyśmy z nich.
Pisanie bloga, tworzenie magazynu, dodawanie nowych treści, aktualizowanie – to naprawdę sporo pracy. I jak mówisz, efekty nie przychodzą od razu. Trzeba trochę poczekać, aż te treści zaczną działać. A wytrwałość w tym temacie to naprawdę wyzwanie, szczególnie w dzisiejszych czasach. Ciężko jest być konsekwentnym. Może masz jakieś wskazówki, co sprawia, że trzymasz się tej drogi? Jak to organizujesz? Jak wybierasz tematy? Skąd wiesz, że ludzie będą to czytać?
A: Jeśli chodzi o systematyczność publikacji, to plan był taki, że chcieliśmy, aby Grafmag stał się magazynem. To nie jest tak, że ja jestem redaktorem naczelnym, bo wymyśliłam to sobie. Faktycznie zarejestrowaliśmy Grafmag jako czasopismo w sądzie. A żeby to zrobić, trzeba publikować regularnie, bo wymaga tego ustawa. W pierwszych latach założyliśmy sobie, że będziemy publikować dwa razy w tygodniu. I bardzo się tego trzymałam. Z czasem weszło mi to w krew. Wiedziałam, że muszę opublikować, bo tak sobie założyłam.
Wiadomo też, że regularne publikacje budują rozpoznawalność, zainteresowanie i sprawiają, że widać, że to żyje, a nie jest tylko jakimś tworem. Teraz jest już troszkę gorzej, bo mam więcej zobowiązań. Czuję, że na Grafmagu jest już naprawdę dużo treści. Często, gdy dostaję zaproszenie do jakiegoś wystąpienia i podaję temat, siadam i zbieram rzeczy, które już wcześniej napisałam. Tak naprawdę wszystko już jest. Często mówię ludziom, że my to już mamy, wystarczy zajrzeć i są w szoku, że faktycznie wszystko jest na miejscu. Oczywiście, jeśli artykuł pochodzi z 2020 roku, to może nie być wysoko w wynikach wyszukiwania, ale jeżeli chodzi o tematy uniwersalne – a takich jest dużo – to nie ma wrażenia, że są przestarzałe. Tak wygląda obecnie regularność publikacji: jest jej trochę mniej, ale staram się chociaż raz w tygodniu coś dodać. Mamy też projekt tygodnia, gdzie zapraszam wszystkich grafików i graficzki, którzy nas słuchają, do zgłaszania swoich projektów. Chętnie je publikujemy, żeby dzielić się projektami z branżą.
K | A: Super, że to mówisz, bo w większości żyjemy w przekonaniu, że to wy, czy ogólnie jurorzy w różnych miejscach, znajdujecie takie akcje i to jest specjalne docenienie, bo zostaliśmy odkryci przez kogoś. Tymczasem okazuje się, że ta własna inicjatywa jest naprawdę ważna i trzeba się trochę postarać.
A: Prawda jest taka, że większość projektów, o których się mówi, a które pojawiają się w zagranicznych magazynach, takich jak Brand New czy It’s Nice That, działa na zasadzie zgłoszeń – często zgłoszeń płatnych. Studio przygotowuje informacje prasowe, które następnie rozsyła szeroko, a te studia, które to robią, stają się rozpoznawalne, duże i szanowane, ponieważ inne magazyny o nich piszą. Z kolei studia, które czekają, licząc, że ktoś je odnajdzie, niestety często zostają niezauważone, mimo że często robią świetne projekty, które naprawdę warto pokazać. Stąd my wyszliśmy z założenia, że absolutnie nie pobieramy żadnych opłat za tego typu publikacje. Chcemy promować wszystkich, niezależnie od tego, czy ktoś jest duży, mały, czy to jedna osoba, czy zespół pięciu, dziesięciu osób. Oczywiście, robimy selekcję – to nie jest tak, że opublikujemy każdy projekt, ponieważ zależy nam na jakości. Ale zgłaszać się naprawdę warto, bo nie ma żadnego ryzyka.
Jeśli chodzi o tematy, to jestem zdania, że bardzo pomaga mi w tym to, że prowadzę studio i też mam różne problemy. Kiedy czegoś nie wiem, muszę poszukać odpowiedzi i doczytać. Wykształciłam w sobie nawyk, że gdy znajdę rozwiązanie, od razu piszę o tym artykuł. Jeśli coś mi sprawia problem, zakładam, że innym również może sprawiać. Myślę, że to właśnie jest klucz do tego, że te materiały są aktualne i bliskie naszym polskim warunkom i problemom. Nie piszę o zagranicznych problemach, które mogą nie mieć odzwierciedlenia w tym, co dzieje się u nas, szczególnie w mniejszych studiach, takich jak moje i podobne.
K | A: Super, to jest bardzo fajny tip, że czerpiesz z doświadczenia. Zamiast szukać tematów do bloga gdzieś daleko, wystarczy rozejrzeć się wokół siebie, po swojej codzienności i codzienności bliskich osób, które działają w tym samym zawodzie. To absolutnie niekończąca się skarbnica tematów, bo zawsze te problemy ewoluują, pojawiają się nowe narzędzia, nowe wyzwania. Fajnie, że to podkreśliłaś.
Czy era blogowania naprawdę się kończy?
Chciałybyśmy zapytać jeszcze o jedną rzecz. Czy uważasz, że era blogowania jest już za nami? Pisząc te artykuły, masz wrażenie, że wpadają one gdzieś w próżnię, czy są jednak czytane? Jako duży magazyn, po 13 latach, pewnie macie już rozpoznawalność, ale mimo wszystko być może teraz jest jakiś delikatny odwrót od blogowania. Jak ty to widzisz?
A: Myślę, że na pewno nastąpił jakiś skręt. Kiedyś, pod artykułami było bardzo dużo komentarzy, toczyły się dyskusje. Teraz wszystko raczej przenosi się na social media. My też staramy się z Grafmagiem mocno działać na Instagramie. Co prawda, ja nie mam tyle czasu, ile bym chciała, żeby robić to tak, jak bym chciała, ale to jest na pewno coś, co mamy w planach — bo nie możemy po prostu ślepo iść w stronę: Ja będę pisać artykuły, tylko dlatego, że lubię czytać. Na przykład, nie lubię oglądać filmików, w których pięć pierwszych minut to wstęp, a na końcu jest reklama. Mnie to po prostu męczy. Wolę przejrzeć tekst, zapoznać się z nim i od razu wiem, czy to jest dla mnie, czy warto zagłębiać się w temat. Ale to jest na pewno coś, na co musimy zwracać uwagę. Choćby teraz, z ChatemGPT, pewnie poradniki nie będą już tak potrzebne. Chociaż ostatnio myślałam o tym – i to jest ciekawa perspektywa – bo jeśli założymy, że poradniki nie będą już potrzebne, bo wystarczy zadać pytanie czatowi, a on nam wszystko wypluje, to on od kogoś musi się tego nauczyć. Jeśli blogerzy przestaną pisać, to skąd ten biedny robot będzie czerpał wiedzę? Może coś wymyśli, ale obsługi programów sam się raczej nie nauczy – chyba że czeka nas coś, czego jeszcze sobie nie wyobrażamy.
Na pewno jest jakiś odwrót od blogowania i trzeba mieć tutaj oczy szeroko otwarte. Nie wiem, czy w dzisiejszych czasach zakładanie nowego bloga, opartego wyłącznie na pisaniu artykułów, ma jeszcze sens. Ja to robię trochę z rozpędu. My mamy też sporo współprac z instytucjami i różnymi jednostkami, żeby promować eventy. Wiem, że na Facebooku jest już coraz gorzej – trudno dotrzeć tam z fajnymi inicjatywami do projektantów, bo większość z nich regularnie jest na Instagramie. Na pewno nie chciałabym tego wszystkiego po prostu rzucić. Za długo już to robię i za dużo wysiłku w to włożyłam. Ludzie wciąż czytają, więc to nie jest tak, że nikt już nie zagląda. Zmiana jest, ale trzeba to po prostu przeżyć.
K | A: Może bardziej widoczne jest to w tym, że ludzie się już tak nie angażują. Czytają, ale tak jak mówisz, nie ma już tych dyskusji, nie ma komentarzy. Jednak taki magazyn, który jest już ugruntowany, działa dłużej na rynku, ma zbudowaną pozycję, daje ludziom poczucie, że: Tutaj to ja się dowiem, tutaj jest wiedza rzetelna, sprawdzona. Tu nie kłamią, tu mówią prawdę.
My też jesteśmy team czytający, więc bardzo żałujemy, kiedy widzimy jakiekolwiek statystyki, które mówią o spadku skuteczności blogów. Ale zauważamy też, że to się coraz częściej pojawia w takich naszych rozmowach z potencjalnymi klientami, z kursantami. Padają pytania: Czy te materiały to pisał AI? Być może to jest taki pierwszy sygnał, że ludzie mają potrzebę czytania czegoś, co zostało stworzone przez człowieka. Może to jeszcze tylko zalążek, ale wydaje się, że to może się rozwijać właśnie jako kontrapunkt do tego, co mainstreamowe. Bo co innego, kiedy ktoś szuka informacji, porównuje urządzenia albo sprawdza fajne miejsce na obiad. Ale jeśli chodzi o rzeczy takie jak nasze opinie, nasze wrażenia, doświadczenia ze współpracy z ludźmi, to już jest nie do podrobienia. Tego się nie da stworzyć. AI bazuje na treściach, ale nie przedstawi swojej własnej wizji. Teraz panuje taki trend, gdzie AI mówi: Jestem fajny, ale nie odczuwam, nie mam emocji, nie mogę się tym podzielić. Więc te ograniczenia są i one będą coraz bardziej zauważalne.
Jak narodził się Grafconf, czyli największa konferencja dla grafików w Polsce?
K | A: Przejdźmy teraz może do tematu konferencji. Powiedz nam trochę więcej, skoro już wiemy, jak działa Grafmag jako portal internetowy, a Grafconf to wydarzenie offline – czyli, jak się domyślamy, jest jeszcze więcej tematów do ogarnięcia.
A: Tak, było tego więcej, niż zakładałam, ale też nie aż tyle, żeby się nie dało tego zrobić. Tu znowu historia wygląda dokładnie tak samo – czyli wyszło przypadkiem. A mówiąc dokładniej: byliśmy na konferencji kreatywnego copywritingu, która nazywa się SOAP. W przerwie byliśmy z takim znajomym, który stanął razem z nami, rozejrzał się po sali i mówi: Kurde, a czemu wy nie zrobicie konferencji? No i my na to: Kurde, czemu my nie zrobimy konferencji? – i zrobiliśmy. Pierwsza konferencja odbyła się w 2017 roku, miała 270 miejsc i bardzo szybko się wyprzedała. W kolejnym roku, w 2018, musieliśmy pójść krok dalej – wtedy wydarzenie odbyło się już w Jordankach, gdzie było 850 miejsc. I to też się udało. Ja się trochę śmieję, że to zawsze jest tak, że ktoś wpada na jakiś genialny pomysł, a potem my to musimy robić. Ogólnie mam bardzo dużo takich genialnych pomysłów i później, jak widzę, że ktoś zrealizował ten, który miałam w głowie, to mam w sobie frustrację: Kurczę, czemu ja tego nie zrobiłam? Ale prawda jest taka, że to właśnie zrobienie tego jest pracą. A wymyślenie, w dzisiejszych czasach, to raczej nie są jakieś superautorskie rzeczy, na które nikt wcześniej nie wpadł, tylko trzeba usiąść i przepracować temat.
K | A: Przepracowanie tak dużego tematu, rozłożenie go na pojedyncze kroki i wykonanie każdego z nich we współpracy z różnymi ludźmi to naprawdę ogromna praca. Powiedz, ile już było edycji?
A: Było ich pięć, ta będzie szósta. Pierwsza edycja była komiczna, bo podeszliśmy do tego z Hubertem, moim mężem, we dwójkę. Kompletnie bez przemyślenia, że to może być trochę za duże przedsięwzięcie jak na nas. Bez realizatora, z własnym komputerem. Bez ekipy, która pomogłaby choćby spakować torby. Wszystko bardzo na hura – dzień przed o 23, bo ja oczywiście miałam jeszcze pracę do zrobienia. Zawoziliśmy torby w nocy. Pozwoliliśmy wysyłać prezentacje na ostatnią chwilę i okazało się, że jedna z nich nie działała. Do trzeciej w nocy poprawiałam ją, żeby wszystko zadziałało. To był chaos, totalne szaleństwo. Jedyna rzecz, która nas uratowała, to fakt, że wolontariusze byli super i bardzo nam pomogli nawet w dniu konferencji.
Ale wydarzyła się bardzo zabawna sytuacja. Jacek Kłosiński otwierał prelekcję – stanął i powiedział: Spójrzcie na mnie, ja jestem czarodziejem, czary-mary! – i w tym momencie zgasł ekran na sali. Wszyscy myśleli, że to jest część jakiegoś sketchu, ale to wcale nie było zaplanowane. W całym tym chaosie pobiegliśmy do komputera, którego przywlekliśmy z domu, żeby sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. W pierwszym rzędzie siedział chłopak i krzyczał do nas: Ja wam pożyczę kabel HDMI! Może to kabel HDMI! Więc to wszystko było takie mega urocze. Niestety, okazało się, że w Jordankach zepsuł się projektor. Musieliśmy poprosić o wymianę i przynieśli jakiś zapasowy. Ostatecznie wszystko skończyło się, powiedzmy, względnie dobrze, ale to otwarcie było naprawdę przerażające. A to była nasza pierwsza konferencja. Byliśmy wykończeni. Ja nie spałam, Hubert też nie spał, bo wiadomo, ile było rzeczy do ogarnięcia. To było zdecydowanie za dużo. I jeszcze, żeby było śmieszniej – z całej tej konferencji zarobiliśmy 500 zł.
K | A: To było tak zwane MVP.
A: Tak, więc to wszystko było po prostu genialne. Jak teraz patrzymy na to z perspektywy czasu, to aż trudno mi uwierzyć, że w ogóle się na coś takiego porwaliśmy – bez przemyślenia wszystkich czarnych scenariuszy.
K | A: Nie zdawaliście sobie z tego sprawy.
A: Dokładnie. Teraz wiemy już, że musimy brać pod uwagę każdy czarny scenariusz, jaki może się pojawić. Dzięki temu jesteśmy spokojniejsi i lepiej przygotowani, bo co najmniej 90% tych scenariuszy, które sobie wyobrażaliśmy, i tak się nie wydarza.
K | A: Ale z drugiej strony, jak już się raz przejdzie przez coś takiego – że tu się coś wysypie, tam coś zawiedzie – to kiedy robisz to po raz kolejny i znowu pojawia się jakaś przeszkoda, po prostu to naprawiasz. Pojawia się większy dystans. Wstajesz, otrzepujesz się i idziesz dalej. To już tak nie przygniata, nie męczy, bo zdajesz sobie sprawę z tego, że zawsze może się coś wydarzyć. Na przykład – może przyjść pandemia i wykosić kilka konferencji, bo nie było takich planów. Ale niestety wtedy musieliście się wycofać, prawda?
A: Tak, niestety wycofaliśmy się na dość długo. Ostatnią konferencję przed pandemią zrobiliśmy w 2019 roku, a wróciliśmy – wydaje mi się – dopiero w 2023. Ta przerwa była naprawdę długa i częściowo wynikała też z tego, że urodziło nam się dziecko. To też było wyzwanie – trzeba było wszystko jakoś ogarnąć. To też była bardzo śmieszna sytuacja: nasz syn urodził się w sierpniu 2019 roku, a w listopadzie mieliśmy konferencję. To znowu było dokładnie takie samo podejście, jakie mieliśmy przy pierwszej edycji – czyli kompletny brak świadomości skali. Tylko że tym razem tą skalą było dziecko. Pomyślałam sobie wtedy: No co, dziecko jak dziecko. Położę, będzie zdrowe, wszystko będzie w porządku. Przecież to nie jest wielka filozofia – czyli tak jak mówi każdy, kto jeszcze nie ma dziecka. Jak się okazało, to jednak było skomplikowane. Odbieranie telefonów od sponsorów na porodówce to zdecydowanie nie był najlepszy pomysł. Ale myślę, że to wszystko nas trochę przehartowało. Jak już wróciliśmy po pandemii, byliśmy spokojniejsi, bez tego szaleństwa. Myślę, że finalnie wyszło nam to wszystko na dobre.
K | A: Życie was przetestowało. Karla doskonale rozumie, co to znaczy siedzieć z komputerem na porodówce. Przed porodem leżała jeszcze chwilę w szpitalu i lekarze pytali ją na korytarzu: A nad czym pani dzisiaj pracuje? Więc pokazywała im obrazki, a oni się cieszyli. Też wspomina tamten czas właśnie tak, że człowiek kompletnie nie zdaje sobie sprawy, nie wie, jak to wszystko ugryźć i potem wychodzą z tego różne ciekawe sytuacje. Ale dzisiaj już jesteście naprawdę okrzepnięci. Wszystko wygląda – jak to mówi syn Karly – profesjonalsko. Z tego, co widziałyśmy, organizacja śmiga aż miło. Musimy się w końcu wybrać. Cały czas się przymierzamy. Też mamy dzieci, też mamy mnóstwo pomysłów, które postanawiamy zrealizować, więc jeszcze nie dotarłyśmy – ale myślę, że to będzie właśnie ten rok. Powiedz – kiedy będzie najbliższa edycja i czego możemy się spodziewać?
A: Spotykamy się 6 września, ponownie w Toruniu. Faktycznie czujemy się już z tym wszystkim dużo spokojniej. Robimy to już któryś rok z rzędu i działamy trochę na tej samej zasadzie. Mamy teraz naprawdę świetną ekipę. Po pandemii poprzedni zespół się rozjechał, ale udało nam się zbudować nowy i naprawdę to się świetnie zagrało. Do tego stopnia, że dziś wiemy, że nawet jeśli coś by się wydarzyło – ktoś z nas musiałby zostać z dzieckiem czy po prostu nie mógłby być obecny – to i tak mamy poczucie, że nasza ekipa da radę, że można im zaufać i na nich polegać. To nam daje poczucie bezpieczeństwa. Tym bardziej że my nie mamy tego komfortu myślenia, że jak się coś nie uda, to trudno, otrzepiemy się i pójdziemy dalej. Bardzo mocno czujemy odpowiedzialność za to, żeby wszystko było dobrze – bo to jest jednak dużo ludzi naraz: sponsorzy, uczestnicy. Mamy w sobie głęboką świadomość, że nie możemy ich zawieść. Uczestnicy inwestują nie tylko w bilet – oni często przyjeżdżają z daleka, zostają w Toruniu na kilka dni. Chcemy, żeby wychodzili zadowoleni, naładowani fajnymi emocjami. To jest dla nas naprawdę bardzo ważne.
W tym roku planujemy kilka zmian w formule. Chcemy wcisnąć więcej treści. Staramy się jeździć, obserwować, jak to wszystko wygląda w innych miejscach. Zastanawiamy się, co jeszcze moglibyśmy zrobić, żeby było lepiej, ciekawiej i dynamiczniej. Ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły, więc na razie nie będę zdradzać szczegółów. Jeśli chodzi o tematy, to jak co roku, poruszamy te najważniejsze zagadnienia dla projektantów, takie jak identyfikacja wizualna czy praca osób zajmujących się grafiką i tworzeniem stron internetowych. Będzie również mowa o sztucznej inteligencji oraz nowoczesnych rozwiązaniach, które musimy nadganiać, bo jeśli tego nie zrobimy, to te rozwiązania nadgonią nas. Poruszymy też tematy nowinek i inspiracji. Bardzo nam zależy na tym, żeby ludzie dowiedzieli się czegoś nowego lub zyskali nowe pomysły i mogli eksplorować.
Mam nadzieję, że w tym roku też to się uda i że będzie to atrakcyjne. Dla mnie dużą wartością są również konsultacje organizowane podczas konferencji. W zeszłym roku mieliśmy konsultacje z STGU, prawniczkami, a także z LPP na temat CV – to świetna okazja, żeby porozmawiać jeden na jeden z prawdziwymi specjalistami, bo nie zawsze jest taka możliwość. Nie każdy jest otwarty na networking. Wiele osób ma problem, żeby podejść i zagadać do kogoś, na przykład do Mateusza Machalskiego, choć on jest bardzo otwartym człowiekiem. Taka możliwość zapisania się na konkretną konsultację i spędzenia 15 minut jeden na jeden z daną osobą to super sprawa dla uczestników.
K | A: Zdecydowanie jesteśmy już zmęczeni online’ami i tylko takim przyglądaniem się wszystkiemu z przyczajki. Te kontakty naprawdę bardzo dużo dają – także jeśli chodzi o nasz dobrostan psychiczny. Kiedy widzimy, że nie jesteśmy sami, że obok nas jest 800 osób na konferencji, które są w podobnej sytuacji, które mają podobne wyzwania – to robi ogromną różnicę. I to są normalni ludzie, a nie tylko kółeczka na Instagramie, które się wyświetlają i przez które budujemy sobie fałszywy obraz rzeczywistości.
Czasami też chodzimy wokół jakiegoś tematu, przymierzamy się – na przykład do spraw prawniczych. Podpisujemy kolejną umowę i myślimy sobie: Kurczę, może powinnam coś w niej zmienić, dopracować, może skonsultować z kimś. Ale kiedy zaczynamy otwierać ten worek i szukać specjalisty, to nie wiadomo, do kogo się odezwać. A jedziesz na taką konferencję – i ta osoba już tam jest. To może być właśnie ten impuls, żeby w końcu z kimś konkretnym porozmawiać.
Czyli zapisujemy sobie teraz datę: 6 września. I poprosimy cię jeszcze o adres strony internetowej, gdzie można śledzić nie tylko tę edycję, ale też wszystkie kolejne.
A: Strona www to grafconf.pl – zapraszamy!
K | A: OK! Również zapisujemy i wężykiem podkreślamy, bo ten nasz odcinek zostanie wyemitowany przed wrześniem, ale na pewno będą go jeszcze słuchały później różne, nowe osoby w branży, które będą chciały dołączyć do kolejnych edycji. Niech one trwają, niech one się tak pięknie rozwijają i niech nie kosztują was tyle energii. Niech będą łaskawe dla was wszystkich.
Sekrety skutecznej dywersyfikacji – jak znaleźć swój niepowtarzalny kierunek
Czy miałabyś może na koniec dzisiejszego naszego spotkania wskazówki, takie złote myśli dla osób, które tej dywersyfikacji poszukują, które na co dzień pracują projektowo jeden na jeden i czują, że czegoś im brakuje? Jak mogłyby zmienić swoją sytuację?
A: Myślę, że teraz mamy naprawdę ogromne możliwości w social mediach. Widać to szczególnie po osobach, które dopiero zaczynają – są świeżo po studiach, otwarte, a w świecie internetu poruszają się dużo płynniej niż ludzie z mojego pokolenia. Są dla mnie ogromną inspiracją. Pokazują, że czasem wystarczy usiąść, wziąć mikrofon, telefon i po prostu coś zrobić, pójść w jakąś stronę.
Myślę też, że wszelkiego rodzaju szkolenia, kursy czy nawet konkursy, które otwierają nas na wąskie specjalizacje, mogą być świetną drogą. Nawet jeśli poznamy coś pobieżnie, może to sprawić, że coś w nas „kliknie”. Możemy na przykład stwierdzić: To ja pójdę robić grafiki, ale bardziej strategicznie. Albo ktoś pójdzie na szkolenie z malarstwa i pomyśli: Będę robić identyfikację wizualną, ale wplotę w to więcej malarskich, artystycznych elementów. Uważam, że to świetna sprawa – szukać rzeczy, które nas pasjonują i relaksują. I nie tylko robić je dla hobby – choć wiadomo, że to też piękne – ale starać się wpleść je w naszą pracę. Dzięki temu nie mamy poczucia, że znowu musimy wieczorem siadać do pracy. Ja na przykład cieszę się, że muszę usiąść wieczorem do pracy, bo mnie to ekscytuje. Pewnie część osób powie, że to niezdrowe, ale moim zdaniem to kwestia człowieka i tego, na ile naprawdę lubimy to, co robimy.
K | A: Niezdrowa to jest nuda w pracy, a ekscytacja jest jak najbardziej wskazana i bardziej leczy, niż dobija. Ciężko byłoby robić codziennie coś, za czym się nie przepada.
A: Dokładnie.
K | A: Bardzo dziękujemy za dzisiejszą rozmowę. Jest jeszcze wiele wątków, o które byśmy cię zapytały, ale mamy świadomość, że nie wszystko na raz da się upakować. Co prawda, jesteś specjalistką od tego, żeby wszystko upakować, ale mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze w kolejnym odcinku i porozmawiamy na przykład o finansach grafików w Polsce. Z poruszania tych tematów też jesteś znana, ale to jest kolejny temat rzeka, więc zostawmy go sobie na później.
A: Spokojnie – w 40 minut da się upakować temat finansów.
K | A: Zrobimy to następnym razem. Tymczasem jeszcze raz bardzo dziękujemy i prosimy, abyś zostawiła kontakt nie tylko do GrafConfy, ale też do swojego studia – kto wie, może z tego narodzi się coś naprawdę pięknego!
A: Zapraszam – ohstudio.pl. Oprócz tego oczywiście grafmag.pl – magazyn i grafconf.pl, tak jak mówiłam, konferencja. Zapraszam wszędzie do kontaktu.
K | A: Super. Zamieścimy te linki w opisie odcinka. Tymczasem pięknie Ci dziękujemy i mamy nadzieję, że do zobaczenia.
A: Dzięki wielkie, hej!
O podcaście „Dochodowe Studio Graficzne”
W każdym odcinku podcastu czekają na Ciebie wskazówki, jak działać w zrównoważony sposób w biznesie kreatywnym, by czerpać ze swojej pracy maksimum satysfakcji, omijać pułapki w komunikacji z klientami i nie dać się złapać wypaleniu zawodowemu.
Bo jesteśmy przekonane, że zasługujesz na biznes, który daje Ci siłę, byś mogła robić to, co kochasz najbardziej, na markę, która przyciąga wymarzonych klientów i na współprace, które przynoszą Ci autentyczną radość i głębokie poczucie spełnienia.
Oficjalna strona podcastu dla graficzek i web designerek
Oceń nasz podcast na Spotify, Apple Podcasts
Jesteśmy bardzo ciekawe Twoich wrażeń po wysłuchaniu tego odcinka.
Cheers!
Karla i Ania
czytaj dalej
W podobnych tematach
przeczytaj te artykuły
zabierz się do pracy
pobierz materiały
Jak wycenić pracę graficzną?
Hello, Girl!
Jesteśmy Karla i Ania, czyli kreatywne duo graficzek i strategów komunikacji.
Od ponad 10 lat wspieramy kobiece biznesy i świadczymy szyte na miarę usługi projektowe. Oferujemy branding, projektujemy grafiki i strony www dla charyzmatycznych, dziewczyńskich biznesów. Wspieranie innych graficzek, naszych sióstr po fachu, to nasze oczko w głowie. Zobacz, co jeszcze możemy Ci zaoferować.
Mailing dla graficzek to nasza perełka
Posłuchaj podcastu dla graficzek
Kurs "Dochodowe Studio Graficzne"
Zobacz produkty dla graficzek